Od źródeł do ujścia, od początku i do końca, myślę, naszego życia jesteśmy w czułym związku z Kwisą. Rzec by można inaczej i bez przesady- jesteśmy zdrowo kwiśnięci. Wczorajszy spacer jej dzikim brzegiem w górnym biegu, od Poidła do Leśnego Wodospadu i z powrotem z przeprawą w bród właśnie mi to uświadomił.
Puściliśmy w nią korzenie 31 lat temu, kiedy zaraz po studiach pedagogicznych dostaliśmy pracę w wiejskiej szkółce i małe mieszkanko na poddaszu domu, w którym, wedle opowieści miejscowych, straszy. Wioseczka mała, przypoligonowa, ostatnia w zawiłej trasie Kwisy, tuż przed jej złączeniem z Bobrem.
Jeszcze wcześniej, małego Grzesia i jego braci nad Kwisę nowym trabantem przywozili z Żagania rodzice. Po piętnastu latach mieszkania w domu, w którym ani razu nas nie postraszyło, zapuściliśmy się w nią jeszcze głębiej budując domek w pobliżu jej brzegu. W niej hartowali się trzej nasi synowie rozpoczynając (o zgrozo!) kąpiele wraz z nadejściem wiosny. Po niej spływali pontonem i na oponach, a potem dwa kilometry taszczyli "sprzęt" do domu. W niej nasz ośmioletni Nodi, który chciał być wędkarzem, złowił pierwszą rybę i z przerażeniem prosił brata o odczepienie haczyka, aby jak najprędzej zwrócić jej wolność. W niej morsował Kajo, szukając sposobu na przejściowe kłopoty. Nad nią spotykaliśmy się tłumnie ze znajomymi przy ognisku i piwie. Puszczaliśmy przy ognisku wianki w noc świętojańską. Nad jej brzegiem wydreptaliśmy przez lata setki kilometrów obserwując zmieniający się nurt.
Dziś na skleconej przez Grzesia kilka lat temu ławeczce nad Kwisą za domem przesiadujemy szukając ochłody w upalne letnie dni, obserwując bobry i ważki, śledząc zimorodka, patrząc codziennie na zmieniające się jej przyodzienie, wdychając wilgotną słodko- błotną woń, witając kajakarzy zaskoczonych niekiedy moim pidżamowo- koszulowym strojem.
Tu Kwisa kończy swój bieg i zasila Bóbr
Pokochaliśmy ją z wzajemnością. My jej uważność i cześć, ona nam energię i siłę. Pierzemy w jej wodach troski, kłopoty, problemy i wracamy do domu z umysłem pachnącym świeżością. Rzeka oczyszcza ze złych emocji, skupiając uwagę na chwili. Skłania do refleksji.
Niektóre z nadkwisańskich rytuałów wciąż trwają. Inne są nie do powtórzenia. Przemknęły z nurtem rzeki, ale wryły się w pamięć głęboko tak jak przez wieki rzeka w koryto, które odwiedzamy codziennie spacerując z psami.
I to: "przez wieki" też często zaprząta głowę. Co pamiętają stare dęby na wale? Zarośnięta aleja, która przed laty łączyła wieś z miastem? Ruiny folwarku tuż nad urwiskiem? Czy willi Rosa z przepięknym widokiem na rzekę i most?
A co zapamięta kilka spróchniałych dębowych desek nad brzegiem Kwisy za kilkadziesiąt lat?
...Kwisa ma nad nami przewagę...