08 grudnia 2024

Takiej zimy się nie spodziewaliśmy

Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce, pognało nas wyżej na Wysoki Grzbiet do kopalni Staniław po bryłkę kwarcu przez nieczynną sztolnię Die Sonne. Inspiracją stał się wpis Ani  z bloga  "Kobiece rozmówki", który odwiedzam regularnie od pięciu lat. Ruszyliśmy z Rozdroża Izerskiego. Z dołu szczyty wydawały się  oszronione i białe. No może trochę oprószone śniegiem. 


Drogą dotarliśmy do miejsca, z którego prowadzić miała scieżka do sztolni. Tak pokazywała mapa.



(Znów załadowałam zdjęcia odwrotnie🫣)
 
A stamtąd na tak zwaną szagę, według azymutu prosto pod górę do kopalni. Miała być oszczędność na czasie i drodze. No i była. A jakże! Ale jakim kosztem. 


Na początku śnieg sięgał do kostek i nie on był przeszkodą a powalone smreki, które trzeba było ominąć. Potem obsypane śniegiem krzewy jagód porastające skaliste podłoże lasu tuż pod gardzielą kopalni. Wyobraźnia nakazywała ostrożność. Nie wiadomo, czy pod jagodzinami nie czyhała jakaś skalna dziura. Pół biedy, gdy płytka. Gorzej, jeśli wpadlibyśmy do wyrobiska pamiętajacego czasy walońskie. Byliśmy w samym sercu ich eksploracyjnych poszukiwań. Grzesiek ostrożnie stawiał stopę, choć nie zawsze czuł grunt. Mnie było łatwiej. Szłam po jego śladach. Spoglądaliśmy co jakiś czas za siebie, by ocenić ile drogi zostało do końca wspinaczki.


Nie mogło być daleko. Niebo coraz bardziej rozjaśniało się przed nami. Drzewa z okiścią rzedły. Śnieg sięgał już do kolan. 
Doszliśmy w końcu do drogi u podnóża kopalni. 




W butach śnieg, za kołnierzem śnieg a raczej woda czy pot. No w każdym razie mokro. Ale co tam, kiedy takie widoki.






Trudno powiedzieć, co bardziej mi się podobało: góry czy chmury. Granice płynne.
Lustrzane odbicie.🤗




Na górze była ciepła herbata i  zamarznięte krówki mordoklejki, dzięki którym wróciły siły do zejścia. Tym razem mądrze, rozważnie i legalnie - po szlaku przez Zwalisko, a potem w dół do parkingu. 




Szalona wyprawa z podjazdem zajęła trzy i pół godziny. Zwariowana, nieostrożna, wręcz bezmyślna, ale cudowna i niezapomniana. No. I tylko tyle do szczęścia brakowało.🤗

                                  💚💚




 Po takiej przygodzie przypływają siły. Różne pomysły przychodzą do głowy. Ten zainspirowany był internetem. Powyżej ich realizacja. Święta za niedługo. Będzie okazja do podarowania prezentów.
  

4 komentarze:

  1. Było pięknie, niezapomniane i tak jak lubimy - po bezdrożach ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jednak włączyłam. Aaaa, zapomniałam napisać, że te anioły są Twoje😉🫶. No i Pani Magdaleny Michny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne widoki, sąsiadko. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Pogoda dopisała.Pozdrawiam serdecznie🙂.

    OdpowiedzUsuń

Takiej zimy się nie spodziewaliśmy

Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce,...