31 stycznia 2025

Czy to już bociany?

 A może czaple? Dziękujemy za pozostawione słowo. Kolejni zadowoleni Goście utwierdzają nas w przekonaniu, że było warto postawić domek nie tylko dla swojej uciechy.🤗


Ferie. Wszędzie tłok, ludzi tłum, spalin smród, śmieci w bród, a u nas pusto, cicho i tak bardzo blisko natury, że tylko chłonąć pełną piersią, wsłuchać się w bijące serce, zapomnieć o wszystkim i ...ruszyć przed siebie na tajemniczy, zapomniany Kamienicki Grzbiet


i koniecznie wrócić do Starych Żaren na zachód słońca.




💚





15 stycznia 2025

Zanim zaplanujesz trasę...

                 Przyjeżdżasz w Góry Izerskie na dłużej? Lubisz aktywnie spędzać czas, odkrywać nowe szlaki, zachwycać się widokami, a do tego jesteś ciekawy  historii tego regionu? Zaplanuj trasę wycieczki zahaczając o  miejsca, w których przeszłość daje o sobie znać. Pomoże w tym opracowanie  "Sekrety Gór Izerskich" Karoliny Matusewicz-Górniak - nowość wydawnicza serii " Książki dla ludzi ciekawych" ( Dom Wydawniczy Księży Młyn)


  • Duchy zarejestrowane aparatem fotograficznym w ruinach nad Kotliną
  • Początki uzdrawiającego Świeradowa
  • Tragedie na popularnym szlaku prowadzącym z Rozdroża Izerskiego na Wysoki Grzbiet, czy
  • Historia zaledwie stuletniej Leśnej Chaty, Ludwigsbaude w tymże miejscu
  • Dziwne schrony przy Jizerce (po stronie czeskiej)
  • Historia Wielkiej Izery, wsi, która dziś najbardziej słynie z  Chatki Górzystów i naleśników z jagodami
  • Tajemnicze podziemia pod Zakrętem Śmierci
  • Opowieść o czeskim Herkulesie, od którego wzięła się nazwa Gnojnej Chaty we wsi Izerka 
  •  O tym co rozbudza moją wyobraźnię ilekroć spojrzę z domku na Kamienicki Grzbiet- mroczna, wojenna tajemnica  ukryta w skrzyniach...

Jest tych ciekawostek naprawdę sporo. Oprócz informacji historycznych udokumentowanych źródłowo w książce znajduje się dużo starych zdjęć, odniesień do fimów (polecam "Dom na rozdrożu"Piotra Łazarkiewicza), czasopism regionalnych. Odkładam ją na półkę w domku na " Starych Żarnach". Będzie do Waszej dyspozycji. Może czymś zainspiruje? Życzę udanych wędrówek.

                                  💚


 


29 grudnia 2024

Co nam przyniósł rok?


Kończą się kartki w kalendarzu. I tak z roku na rok coraz szybciej. Podobnie jest z choinką. Jedna ledwie rozebrana, a już stroi  się następna. Dobrze, że w tym nieustannym zapętleniu pamięć jeszcze się trzyma. Będzie co wspominać. 






Dla nas 2024 to rok wyjątkowo spokojny. Z jednej strony nic wielkiego się nie zadziało, z drugiej - tak naprawdę każdy dzień wnosił coś pozytywnego. Do września przebywaliśmy na rocznym urlopie dla poratowania belfrowego zdrowia. (Tak,tak. To właśnie ten przywilej, którego wszyscy nam zazdroszczą.) A więc przez większą część roku  mogliśmy sobie pozwolić na chwilę wytchnienia od pracy. Nie zmarnowaliśmy czasu. Codzienne spacery, rowerowe przejażdżki z podjazdem i bez, wędrówki po pustych górach w powszednie dni, czytanie książek i niespieszna, poranna kawa. Tyle do szczęścia wystarczy. Oczywiście pod warunkiem, że zdrowie wszystkim dopisuje. Nie goniliśmy za niczym. Nie planowaliśmy. Pomysły, w granicach naszych możliwości, realizowaliśmy na bieżąco. Czas wielkich oczekiwań od siebie i losu mamy chyba za sobą. Teraz, kiedy zwolniliśmy, cieszy wszystko - wschód słońca nad lasem, pierwsze bociany w gnieździe, szron na dzikiej łące, turkusowy zimorodek nad nurtem Kwisy, nawet krótkie, zimowe dni, bo noce w blasku świeczek są magiczne. Nawet po powrocie do pracy jakoś lżej, kiedy się pomyśli, że do emerytury już bliżej  niż dalej...
I nie przejmuję się tym, że czasami coś nie wychodzi, że barszcz wigilijny był za kwaśny, pierogi wcześniej polepione z synem rozkleiły się przy gotowaniu, a w filetach z karpia i tak były ości. Święta spędziłam tak, jak lubię - z dorosłymi dzieciakami i w lesie, na spacerach z mężem i psiakami. 

Drodzy Goście - blogowi i domkowi, życzymy Wam w Nowym 2025 Roku dużo zdrowia, spokoju, miłości i czasu na chwilowe przystanki. Życie jest piękne, zwłaszcza z naturą za pan brat. Niech się spełniają Wasze drobne marzenia. Bądźcie szczęśliwi!♥️💚













Na koniec dwa tytuły na dowód, że przyroda ma moc.  Na mnie wywarły duże wrażenie, tym bardziej, że to powieści autobiograficze. Wiozę je do domku. Jeśli zawitacie do nas kiedyś, będą pod ręką. 


                                🌲❄️







08 grudnia 2024

Takiej zimy się nie spodziewaliśmy

Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce, pognało nas wyżej na Wysoki Grzbiet do kopalni Staniław po bryłkę kwarcu przez nieczynną sztolnię Die Sonne. Inspiracją stał się wpis Ani  z bloga  "Kobiece rozmówki", który odwiedzam regularnie od pięciu lat. Ruszyliśmy z Rozdroża Izerskiego. Z dołu szczyty wydawały się  oszronione i białe. No może trochę oprószone śniegiem. 


Drogą dotarliśmy do miejsca, z którego prowadzić miała scieżka do sztolni. Tak pokazywała mapa.



(Znów załadowałam zdjęcia odwrotnie🫣)
 
A stamtąd na tak zwaną szagę, według azymutu prosto pod górę do kopalni. Miała być oszczędność na czasie i drodze. No i była. A jakże! Ale jakim kosztem. 


Na początku śnieg sięgał do kostek i nie on był przeszkodą a powalone smreki, które trzeba było ominąć. Potem obsypane śniegiem krzewy jagód porastające skaliste podłoże lasu tuż pod gardzielą kopalni. Wyobraźnia nakazywała ostrożność. Nie wiadomo, czy pod jagodzinami nie czyhała jakaś skalna dziura. Pół biedy, gdy płytka. Gorzej, jeśli wpadlibyśmy do wyrobiska pamiętajacego czasy walońskie. Byliśmy w samym sercu ich eksploracyjnych poszukiwań. Grzesiek ostrożnie stawiał stopę, choć nie zawsze czuł grunt. Mnie było łatwiej. Szłam po jego śladach. Spoglądaliśmy co jakiś czas za siebie, by ocenić ile drogi zostało do końca wspinaczki.


Nie mogło być daleko. Niebo coraz bardziej rozjaśniało się przed nami. Drzewa z okiścią rzedły. Śnieg sięgał już do kolan. 
Doszliśmy w końcu do drogi u podnóża kopalni. 




W butach śnieg, za kołnierzem śnieg a raczej woda czy pot. No w każdym razie mokro. Ale co tam, kiedy takie widoki.






Trudno powiedzieć, co bardziej mi się podobało: góry czy chmury. Granice płynne.
Lustrzane odbicie.🤗




Na górze była ciepła herbata i  zamarznięte krówki mordoklejki, dzięki którym wróciły siły do zejścia. Tym razem mądrze, rozważnie i legalnie - po szlaku przez Zwalisko, a potem w dół do parkingu. 




Szalona wyprawa z podjazdem zajęła trzy i pół godziny. Zwariowana, nieostrożna, wręcz bezmyślna, ale cudowna i niezapomniana. No. I tylko tyle do szczęścia brakowało.🤗

                                  💚💚




 Po takiej przygodzie przypływają siły. Różne pomysły przychodzą do głowy. Ten zainspirowany był internetem. Powyżej ich realizacja. Święta za niedługo. Będzie okazja do podarowania prezentów.
  

30 listopada 2024

Spacerem przez dwie pory roku

 Ile razy z jednakowym zachwytem można iść tą samą drogą? Za którym razem znudzą się i oklepią odwiedzane miejsca? Nie wiem. Mnie wciąż ciągnie w Izery i nie mam ich dość.A dzisiejszy spacer był wyjątkowo udany.

  
Do Mlądza dotarliśmy przed jedenastą. Podróż przejdzie do historii, bo po raz pierwszy przejechaliśmy przez świeżutki, jeszcze ciepły i jedyny taki w Polsce most na Kwisie wybudowany najnowocześniejszą technologią na potrzeby armii. 
Temperatura wewnątrz chatki niczym nie różniła się od zewnętrznej, ale koza szybko zrobiła swoje.




Przed południem zdążyliśmy wypić kawę i ruszyliśmy na spacer z podjazdem. Wędrówkę zaczęliśmy od parkingu nad Kotliną. Zależało nam, aby czym prędzej znaleźć się po słonecznej stronie Grzbietu, ponieważ północny skłon o tej porze roku, kiedy wschód zza Tłoczyny a zachód za Sępią Górą, praktycznie mroczny i oszroniony. 



Do Sępiej Góry doszliśmy skrótem. Z asfaltu skręciliśmy w las, którym doszliśmy na rozdroże przy XII stacji Drogi Krzyżowej, a potem prosto na szczyt - oblodzony, śliski i  niedostępny dla turystów, co akurat było nam na rękę. Byliśmy na nim sami.








Zejście okupiłam zjazdem z oszronionej skały na tyłku, ale się opłacało. Widok przepiękny. Słońce w pełni, co ostatnio bardzo rzadko się zdarza, zwłaszcza że po powrocie z urlopu siedzimy w szkole do późna. I tak już miało być przez dłuższy czas, bo planowaliśmy zejść do drogi okalającej góry od strony Świeradowa. Miał być czarny szlak. Pospieszyliśmy się jednak i odbiliśmy w lewo wcześniej. Droga nieuczęszczana, malownicza, słoneczna połączyła się ze szlakiem  na wysokości ostatnich zabudowań miasteczka. Przed leśniczówką trzeba było nam odbić i wspinać się ostro w górę, by przy stacji XII Drogi Krzyżowej zamknąć kółko.









Ciężko było się rozstać z takim widokiem i wejść do lasu. Ale i tak od czasu do czasu coś przykuwało uwagę. 





To był najtrudniejszy kawałek do przejścia. Wspinaliśmy się najpierw leśną dróżką, potem bezdrożem, poziomica, za poziomicą ostro w górę. Liczyliśmy na to, że po drodze trafią nam się Skałki Zofii. Nie były nam tym razem dane, ale do rozdroża trafiliśmy. Tą samą ścieżką na skróty doszliśmy do asfaltu, od którego rozpoczynaliśmy wędrowanie. Zanim jednak wrócilismy do auta, zahaczyliśmy o Zamkową Górę i tajemnicze ruiny Kesselschlossbaude, o których już kiedyś wspominałam.




Spacer przez dwie pory roku trwał zaledwie trzy godziny. Poza tym w ten andrzejkowy dzień powróżyliśmy sobie z sopli lodu, opadłego z gałęzi szronu i rysunków na zamarzniętych kałużach.




 Wróżba przepowiedziała, że jeszcze nie raz dreptać będziemy po ścieżkach Izerów. Pięknie. Dziś musi nam wystarczyć na jakiś czas. Ale najpiękniejszą wróżbą, mimo wszystko, jest prezent od naszych przyjaciół. To  " Pieśń gruzińska".
                                  🤗💚♥️


Czy to już bociany?

 A może czaple? Dziękujemy za pozostawione słowo. Kolejni zadowoleni Goście utwierdzają nas w przekonaniu, że było warto postawić domek nie ...