Tak to już z nami jest. Jeśli coś może czekać, to jedynie praca. Nigdy nie robota 😉. Efekty muszą być od razu widoczne. Zaczynamy. Od czego? Od miejsca, do którego nawet król piechotą chodził i to jest już w realizacji. Belki, deski w rękach Grzesia powoli nabierają kształtu. Nieco anachroniczny ten kształt. Łatwiej byłoby, jak cywilizowani ludzie, wynająć higieniczną "tojtojkę", ale my uciekając od cywilizacji wolimy "trącający myszką" drewniany wychodek z wyciętym serduszkiem w drzwiach (a może księżycem jak w Shreku?). Powoli Grześ przygotowuje miejsce na ten przybytek. Dziś był w Mlądzu. Widok działki i z działki w jesienno-pochmurnej aurze był równie piękny, jak w słońcu. Miłym zaskoczeniem była wykoszona droga do działki i brzeg Mrożynki. Z trawy wyłoniła się wysoka kępa reliktowych liliowych marcinków. Nawet kwitnący rdestowiec nie budził niepokoju, a kamienne ściany domu przypomniały o duszy tego miejsca.
Nasz projekt "Domek nad Mrożynką" ruszył. W sobotę zapowiada się ładna pogoda. W planie było odchwaszczanie terenu i studni oraz obowiązkowo kawka w plenerze ( byłaby okazja wykorzystać w końcu leżaki zakupione wiosną). Niestety, nie pojedziemy. Od dziś jesteśmy na kwarantannie 😞.