Wstał o świcie, a właściwie obudziły go żurawie. I dobrze, bo nie daj Bóg przegapiłby jeszcze taki wschód słońca.
Wyszedł przed chatkę naczerpać energii całym sobą. Rześkie powietrze i lekki wiatr od gór dobudziły go. Po raz kolejny pomyślał: " Pięknie tu". I choć od pierwszego zauroczenia minęło trzy i pół roku, emocje nie opadają. Wciąż czuje magię miejsca, chłonie energię, odpoczywa nawet jeśli przyjeżdża popracować. Lubi tu być. Z przyjemnością dzieli się chatką z ludźmi, którzy podobnie jak on szukają nieograniczonego kontaktu z przyrodą i przygody z dzikimi górami, którzy do szczęścia nie potrzebują fińskiej sauny czy ruskiej bani, a szemrzącego potoku chłodzącego latem stopy po górskiej wędrówce. Cieszy się, że pobyt Gościom się podoba, że wracają, że wyjeżdżają wypoczęci, że pamiętają. Wrócił do ciepłego domku, nastawił wodę na kawę. Usiadł przy stole i z perspektywy kuchennego okna obserwował pasące się sarny - stałe bywalczynie izerskiej łąki. Po chwili zaparzył dużą czarną wypełniając wnętrze ulubionym, porannym aromatem. Miał jeszcze czas, aby zacząć robotę. W samochodzie czekały płytki, które planował dokleić do kuchennego kołnierza i farba na pomalowanie śladów używalności domku. Robota zajęła mu niewiele czasu.
Po południu z tartaku przyjechały ławki i stół- solidna, drewniana konstrukcja zastąpi zestaw z palet, który, niestety, nie przetrwał styczniowej wichury.