Ile razy z jednakowym zachwytem można iść tą samą drogą? Za którym razem znudzą się i oklepią odwiedzane miejsca? Nie wiem. Mnie wciąż ciągnie w Izery i nie mam ich dość.A dzisiejszy spacer był wyjątkowo udany.
Do Mlądza dotarliśmy przed jedenastą. Podróż przejdzie do historii, bo po raz pierwszy przejechaliśmy przez świeżutki, jeszcze ciepły i jedyny taki w Polsce most na Kwisie wybudowany najnowocześniejszą technologią na potrzeby armii.
Przed południem zdążyliśmy wypić kawę i ruszyliśmy na spacer z podjazdem. Wędrówkę zaczęliśmy od parkingu nad Kotliną. Zależało nam, aby czym prędzej znaleźć się po słonecznej stronie Grzbietu, ponieważ północny skłon o tej porze roku, kiedy wschód zza Tłoczyny a zachód za Sępią Górą, praktycznie mroczny i oszroniony.
Do Sępiej Góry doszliśmy skrótem. Z asfaltu skręciliśmy w las, którym doszliśmy na rozdroże przy XII stacji Drogi Krzyżowej, a potem prosto na szczyt - oblodzony, śliski i niedostępny dla turystów, co akurat było nam na rękę. Byliśmy na nim sami.
Zejście okupiłam zjazdem z oszronionej skały na tyłku, ale się opłacało. Widok przepiękny. Słońce w pełni, co ostatnio bardzo rzadko się zdarza, zwłaszcza że po powrocie z urlopu siedzimy w szkole do późna. I tak już miało być przez dłuższy czas, bo planowaliśmy zejść do drogi okalającej góry od strony Świeradowa. Miał być czarny szlak. Pospieszyliśmy się jednak i odbiliśmy w lewo wcześniej. Droga nieuczęszczana, malownicza, słoneczna połączyła się ze szlakiem na wysokości ostatnich zabudowań miasteczka. Przed leśniczówką trzeba było nam odbić i wspinać się ostro w górę, by przy stacji XII Drogi Krzyżowej zamknąć kółko.
To był najtrudniejszy kawałek do przejścia. Wspinaliśmy się najpierw leśną dróżką, potem bezdrożem, poziomica, za poziomicą ostro w górę. Liczyliśmy na to, że po drodze trafią nam się Skałki Zofii. Nie były nam tym razem dane, ale do rozdroża trafiliśmy. Tą samą ścieżką na skróty doszliśmy do asfaltu, od którego rozpoczynaliśmy wędrowanie. Zanim jednak wrócilismy do auta, zahaczyliśmy o Zamkową Górę i tajemnicze ruiny Kesselschlossbaude, o których już kiedyś wspominałam.
Spacer przez dwie pory roku trwał zaledwie trzy godziny. Poza tym w ten andrzejkowy dzień powróżyliśmy sobie z sopli lodu, opadłego z gałęzi szronu i rysunków na zamarzniętych kałużach.
Wróżba przepowiedziała, że jeszcze nie raz dreptać będziemy po ścieżkach Izerów. Pięknie. Dziś musi nam wystarczyć na jakiś czas. Ale najpiękniejszą wróżbą, mimo wszystko, jest prezent od naszych przyjaciół. To " Pieśń gruzińska".
🤗💚♥️
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz