28 kwietnia 2025

Jizerka i Chatka Górzystów

 Piękna pogoda, a w dodatku troszkę cieplej. Dziś odwiedziliśmy Jizerkę i Chatkę Górzystów. Auto zostało na parkingu w Jakuszycach, a my przesiedliśmy się na dwa koła i ruszyliśmy w drogę. Pierwszy krótki przystanek zrobiliśmy przy Stacji Orle. Odkąd właściciel czy ajent postawił przed zabytkowym budynkiem  namiot z białego plastiku, nie lubię tu odpoczywać. Może i potrzebny on w niepogodę, kiedy turystów tłum, ale wygląda to średnio.

Chwilę zabawiliśmy przy Orlem. Grzesiek poczytał mapę i zarządził stanowczo, jak to on😉, że kolejny odpoczynek i kawa w Jizerce pod Gnojną Chatą. Ruszyliśmy zatem w drogę do Jizerki. Przejechaliśmy przez mostek na Płonce i dalej po kamolach wzdłuż granicznej Izery do mostu i w górę. 




Przed sobą co jakiś czas widzieliśmy grzbiet Bukovca (1005m.n.p.m.). A więc do Jizerki było niedaleko. 🤗Piękna ta wieś. Od lat nic się w niej nie zmienia. Lubię tu być zwłaszcza wiosną, kiedy kwitną żonkile i pełnik alpejski. 





Te pierwsze w pełni rozkwitu, na drugie trzeba troszkę poczekać. W połowie maja a pewno zażółci się łąka pod Bukovcem. 



 Dziś była kawa wśród żonkili. Posiedzieliśmy więcej niż długą przerwę, narobiliśmy zdjęć, bo polana wyglądała zjawiskowo i ruszyliśmy do Chatki Górzystów. Znów przez most, wzdłuż rzeki do czerwonego szlaku, a potem prosto  na naleśniki- takie było zamarzenie😉.Ostatnio jedliśmy je jakieś 20 lat temu. Jakież było nasze zdziwienie, gdy pod Chatką zastaliśmy puste ławy i stoły.  Trzy lata temu, kiedy tu byliśmy z przyjaciółmi, kolejka do bufetu mierzyła 50 metrów, a ludziska siedzieli na trawie do połowy łąki. No ale wtedy była pełnia sezonu i sobota w dodatku. Dziś na naleśniki czekaliśmy tylko 5 minut😯.







  Po posiłku na moment postaliśmy przy pomniku rozstrzelanego w tym miejscu przez czerwonoarmistów w 1945 roku kierownika schroniska Gross Iser Baude - Paula Hirta.


 Niedługo minie 80 lat od tragicznych  wydarzeń w Gross Iser - wsi liczącej 40 domostw. Dziś mało kto wie, że nad Jagnięcym Potokiem była osada większa od Jizerki. 





Teraz to miejsce kojarzy się najczęściej z najlepszymi naleśnikami w całych Górach Izerskich i Parkiem Ciemnego Nieba.
Kolejna wycieczka udana. To już ostatnia z cyklu wiosennej laby nad Mrożynką. Blog bardzo aktywny   w ostatnim czasie. Będzie co wspominać a i Goście skorzystają, mam nadzieję, bo Chatka Górzystów dla turystów odwiedzających Izery jak Mekka🤗. Trzeba tu być!
 

                               💚



Niedzielna kawa na polanie

 



Wczoraj rower. Dziś w góry na piechotę. Co lepsze? Nie wiem. Wędrowanie spokojne, niespieszne, leniwe było mi dziś potrzebne. Szum wiatru podczas jazdy na rowerze czasami zagłusza odgłosy przyrody. Przegapić też można coś po drodze. Na przykład kolorowe piórko, kamień, omszałe pnie o dziwnych kształtach czy dziurawą korę, której można użyć jako obiektywu.





Jeśli się do tego wybierze  zapomniany turystycznie Kamienicki Grzbiet, doznania są gwarantowane, Nie dla wszystkich. Niektórzy wolą tłumnie i gwarno po górach wędrować. Dla tej grupy pasmo Karkonoszy w majówkę. 
W samo południe ruszyliśmy więc z plecakiem w stronę Przecznicy. Za starym traktem żytawsko- jeleniogórskim, czyli szosą do Czerniawy, skręciliśmy w prawo na czereśniową łąkę i dalej na Prochową.



Tym razem nie zajrzeliśmy ani do sztolni Anna Maria, ani do Wilhelma. Skupiliśmy się na byciu w drodze. Na naszej ulubionej polanie zatrzymały nas na chwilę widoki. 


I samotny modrzew, pod którym niczym pod lipą siadaliśmy dla odpoczynku i ochłody w letnie dni. Kawa miała być gdzie indziej - na ławeczce przy fersztlowym lasku i z widokiem na Tłoczynę. Odkryliśmy ją dwa lata temu. Drewniana ławeczka to prywatna inicjatywa, ale nie mogliśmy sobie odmówić gościny w tak pięknych okolicznościach przyrody🤗 .



Potem ruszyliśmy w górę drogą przez czarny las  trzebiony nielitościwie przez leśników, a właściwie ludzi na ich usługach. Las dziwny, bo ciemny, smrekowy chował w poszyciu dawne  granice pastwisk ułożone z kamieni wydartych z ziemi. Ile trudu musiał włożyć człowiek, by "uczynić sobie ziemię poddaną", by rodziła mu plony i żywiła zwierzęta...Taka mnie naszła myśl.
Z jakiego okresu pochodzą te budowle? Nie wiem. Pewnie mają związek z pierwszym osadnictwem na tych terenach.   Tu na Kamienickim Grzbiecie pełno ich. Wczoraj na podobne natknęliśmy się na Koziej Szyi.






Na kolejne suche murki natrafiliśmy schodząc z Blizbora(712m.n.p.m.)



 na Kufel ( 589 m.n.p.m.)



na łąkach powyżej Gierczyna.





Pobytem na Kuflu zakończyliśmy przygodę z górami. Asfaltem przez górny i dolny Gierczyn i dalej wzdłuż Czarnotki dotarliśmy do Baty. Stamtąd w dół zamkniętą drogą przez uszkodzony mostek, potem Drogą Duszy dotarliśmy do Starych Żaren. 


19000 kroków, 12 kilometrów🤗To nic w porównaniu ze smakiem kawy na polanie. Druga taka nieprędko się przydarzy. Może dopiero jesienią? Kończy się nasz pobyt w domku nad Mrożynką. To był długi, intensywny tydzień. Zostały dwa dni. W środę przyjeżdżają Goście. 
                                 💚

27 kwietnia 2025

Jednak rower

 Był plan, żeby się przejść po Kamienickim Grzbiecie. Ale zaszła zmiana spowodowana przedłużonymi pracami przy domku. Koszenie, zmiana filtrów, zabezpieczanie zapadliska po zasypanej studni, obiad i zrobiło się grubo po południu. Na długi spacer już za późno, natomiast na rowerową pętelkę? Czemu nie?

Trasa wstępnie ustalona i tak została zmieniona w trakcie. Zaczęliśmy od Przecznicy, potem otoczyliśmy północno-wschodni masyw Tłoczyny, przystając w plamach chylącego się ku zachodowi słońca dla ogrzania się bardziej niż podziwiania widoków.



W dole pozostawiliśmy  Antoniów i zjechaliśmy do mostku nad Kamienicą. 


Uwagę przyciągnął stary kamień służący niegdyś jako drogowskaz.



 Nazwy własne wyryte w języku niemieckim są do odczytania. Z jednej strony " Kunzendorf", co wskazuje kierunek na Proszową (Graflich Kunzendorf). Z drugiej  "Gotthardsberg", czyli Boża Góra w Antoniowie. Kamień w zawirowaniach historii zmienił swoje miejsce.Gdyby był  po drugiej stronie drogi, kierunki byłyby właściwe. No, ale dziś nikt nie jedzie do Kunzendorf, ani Gotthardsberg, więc nie ma co się czepiać.😉 A i do celu nie drogowskazy prowadzą a aplikacje w telefonach. Taka różnica.

Za mostkiem chwila zastanowienia, czy nie pojechać na Rozdroże Izerskie, potem górą do Świeradowa i wrócić do Mlądza. Jednak izerskie urokliwe wsie zwyciężyły. Zwłaszcza Antoniów, do którego od lat nam po drodze. Czerwony rowerowy szlak miał nas doprowadzić do Koziej Szyi skąd przez Kopaniec, Antoniów, Kwieciszowice i Proszową mieliśmy wrócić do domu. Po drodze robiliśmy przystanki. Pierwszy na tym odcinku przy ruinach Hohstein hüte.


Kolejne zagadkowe miejsce jakich wiele w Izerach. Ale o tym dowiedziałam się dopiero po powrocie szukając informacji o hucie, która tak naprawdę hutą nie była. W tym miejscu stała Leopoldsbaude- schronisko pomiędzy Kopańcem a Ludwigsbaude na Rozdrożu Izerskim. To ponoć jedno z najstarszych schronisk w Górach Izerskich. O Leopoldsbaude pisali dziewiętnastowieczni podróżnicy doceniając gościnność gospodarza i nieograniczone widoki na Kamienicki Grzbiet.  Działalność turystyczna zakończyła się po pierwszej wojnie światowej. Schronisko stało się leśniczówką służącą jedynie pracownikom leśnym.  Przed  II wojną światową  oraz w jej trakcie Wermacht założył tu  bazę szkoleniową dla młodych hitlerowców, którzy tu hartować mieli swoje ciała i charaktery. Na starych zdjęciach można zobaczyć cztery duże baraki przeznaczone dla około stuosobowej grupy, a także  plac apelowy. Dziś miejsce porasta las, ale gdzieniegdzie z ziemi wystają fragmenty murów, studnia i kamienne schody. Niestety, uparcie milczą o tym, co działo się tu podczas wojny oraz w ciągu dwóch lat po drugiej wojnie światowej.



Dalej droga rowerowa miała nas prowadzić przez Jastrzębiec, Kopań i Kozią Szyję. Niestety. Przegapiliśmy trasę i do Koziej Szyi brnęliśmy rowerami przez rozjeżdżone harwesterami  koleiny. Mocowanie się z rowerami w błocie miało swoje dobre strony - było nam ciepłej😂. Przy Koziej Szyi przystanęliśmy. Dobry stąd widok na Karkonosze.




Potem przez wsie, o których wspomniałam, wracaliśmy do Mlądza. Nie było już czasu i ochoty do robienia postojów. Skostniałe ręce nie dały się oderwać od kierownicy.🫣




Pogoda raczej nie była rowerowa. Ziąb,wiatr, a my nieprzygotowani odzieżowo do jazdy. Ale było warto. Dotarliśmy w miejsca, w których nigdy nie byliśmy. 
    
                                💚

Manufaktura z drewna i kamienia🤗