Był plan, żeby się przejść po Kamienickim Grzbiecie. Ale zaszła zmiana spowodowana przedłużonymi pracami przy domku. Koszenie, zmiana filtrów, zabezpieczanie zapadliska po zasypanej studni, obiad i zrobiło się grubo po południu. Na długi spacer już za późno, natomiast na rowerową pętelkę? Czemu nie?
Trasa wstępnie ustalona i tak została zmieniona w trakcie. Zaczęliśmy od Przecznicy, potem otoczyliśmy północno-wschodni masyw Tłoczyny, przystając w plamach chylącego się ku zachodowi słońca dla ogrzania się bardziej niż podziwiania widoków.
W dole pozostawiliśmy Antoniów i zjechaliśmy do mostku nad Kamienicą.
Uwagę przyciągnął stary kamień służący niegdyś jako drogowskaz.
Nazwy własne wyryte w języku niemieckim są do odczytania. Z jednej strony " Kunzendorf", co wskazuje kierunek na Proszową (Graflich Kunzendorf). Z drugiej "Gotthardsberg", czyli Boża Góra w Antoniowie. Kamień w zawirowaniach historii zmienił swoje miejsce.Gdyby był po drugiej stronie drogi, kierunki byłyby właściwe. No, ale dziś nikt nie jedzie do Kunzendorf, ani Gotthardsberg, więc nie ma co się czepiać.😉 A i do celu nie drogowskazy prowadzą a aplikacje w telefonach. Taka różnica.
Za mostkiem chwila zastanowienia, czy nie pojechać na Rozdroże Izerskie, potem górą do Świeradowa i wrócić do Mlądza. Jednak izerskie urokliwe wsie zwyciężyły. Zwłaszcza Antoniów, do którego od lat nam po drodze. Czerwony rowerowy szlak miał nas doprowadzić do Koziej Szyi skąd przez Kopaniec, Antoniów, Kwieciszowice i Proszową mieliśmy wrócić do domu. Po drodze robiliśmy przystanki. Pierwszy na tym odcinku przy ruinach Hohstein hüte.
Kolejne zagadkowe miejsce jakich wiele w Izerach. Ale o tym dowiedziałam się dopiero po powrocie szukając informacji o hucie, która tak naprawdę hutą nie była. W tym miejscu stała Leopoldsbaude- schronisko pomiędzy Kopańcem a Ludwigsbaude na Rozdrożu Izerskim. To ponoć jedno z najstarszych schronisk w Górach Izerskich. O Leopoldsbaude pisali dziewiętnastowieczni podróżnicy doceniając gościnność gospodarza i nieograniczone widoki na Kamienicki Grzbiet. Działalność turystyczna zakończyła się po pierwszej wojnie światowej. Schronisko stało się leśniczówką służącą jedynie pracownikom leśnym. Przed II wojną światową oraz w jej trakcie Wermacht założył tu bazę szkoleniową dla młodych hitlerowców, którzy tu hartować mieli swoje ciała i charaktery. Na starych zdjęciach można zobaczyć cztery duże baraki przeznaczone dla około stuosobowej grupy, a także plac apelowy. Dziś miejsce porasta las, ale gdzieniegdzie z ziemi wystają fragmenty murów, studnia i kamienne schody. Niestety, uparcie milczą o tym, co działo się tu podczas wojny oraz w ciągu dwóch lat po drugiej wojnie światowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz