14 października 2025

Na Wysokim Kamieniu z rodzinką

 Wyjazd rodzinny spontaniczny. Takie najlepsze i najbardziej udane, nawet we mgle i deszczu.  Dziś wybraliśmy się na Wysoki Kamień i do Kopalni Stanisław. Skorzystaliśmy z dwóch aut.  Jedno zostało na Rozdrożu, drugie na Zakręcie Śmierci, skąd czerwonym szlakiem ruszyliśmy w górę.






 Zdążyliśmy przed zmianą pogody, którą wróżyły ciemne chmury z zachodu, obejrzeć panoramę na całe Karkonosze, zjeść śniadanie,wypić herbatkę, wyjątkowo słodzoną w termosie na drogę i pokłonić się nad siłą i determinacją człowieka, który od podstaw stworzył to schronisko. Nota bene nauczycielem z zawodu. Efekty pracy pedagoga godne pozazdroszczenia. Nie byłabym sobą, gdybym w tym miejscu, na tym szlaku nie pomyślała o Walonach, którzy jako pierwsi kilkaset lat temu wydeptali  ścieżkę ze Szklarskiej Poręby Dolnej do Białego Kamienia. ( Dzisiejsze wyrobisko Kopalni Stanisław).
Dziś my wędrowaliśmy ich śladem. 





W trakcie wędrówki pogoda się popsuła, zgodnie z prognozą zresztą. Dziś  bardziej liczył się wspólny wypad i rozmowy na szlaku. Z poszukiwań drogocennego kruszca walońskiego zrezygnowaliśmy😉 zadawalając się złotem buków, które ogrzewały nas na trasie. Ale kilka kwarcowych kamyczków do plecaka wrzuciliśmy. Dla nas na wszelki wypadek, a dla Karola na powodzenie wszelkie. W maju matura😉



                                   🍁



Pytlackie Kamienie, po raz drugi(?)

W końcu jesteśmy. Najpierw Goście, potem deszcze, a teraz my w domku na Starych Żarnach, za oknami którego od świtu kapryśny malarz zmieniał co chwilę kolory na firmamencie.




🤗W planie mnóstwo miejsc- tych zupełnie nowych i starych. Starych? Dla Grześka. Dla mnie wszystko jest nowością, no chyba że dziesiąty już raz, tak jak Jizerka.Wtedy jestem w stanie zapamiętać drogę, detal na szlaku, widok, nazwę. Nie mam orientacji w terenie. Dla mnie to dobrze. Ochy i achy jak za pierwszym razem. Grześka już to nie dziwi. Czasami chyba wkurza, bo mówi "No Przecież już tu byłaś". Nie zaprzeczam  wtedy i nie potwierdzam.
 No i tak było dziś. Pytlackie Kameny z podjazdem do Jizerki. Na Pytlackich Kamieniach ponoć już byliśmy kilkanaście lat temu. ( Nic mi się nie kojarzyło ani po drodze, ani na miejscu). 
W stronę granicy wyruszyliśmy około 9.00.W Czerniawie zrobiliśmy zakupy na drogę, bo w domku oprócz żarcia dla psów i kota nie było niczego. Potem ruszyliśmy w stronę Hejnic. Uwielbiam tę trasę. Żałuję, że nie zatrzymaliśmy w aparacie tych snujących się po szczytach i dolinach delikatnych mgieł. Poranek dzisiejszy po dwóch tygodniach szarości  wzbudzał we mnie szczególne podniecenie.Przyjeżdżając do Mlądza wpadliśmy wprost w objęcia polskiej, złotej jesieni.🍁☀️ 


Tylko na chwilę zatrzymaliśmy się przy zaporze na Czarnej Desnie, która powstała po tragicznym w skutkach uszkodzeniu zapory na Białej Desnie. Wspominałam w: https://nadmrozynka.blogspot.com/2024/06/przerwana-zapora-desna.html




W Jizerce, w której upływ czasu widoczny jest jedynie po wzroście drzew, zwłaszcza świerków pod Gnojną Chatą, na prawie pustym parkingu, zostawiliśmy auto i 100 koron w automacie. 

Wulkaniczny Bukowiec został za nami. Ruszyliśmy drogą przez wieś w poszukiwaniu kawy. Tym razem padło na senną i pustą i tej porze roku restaurację  Pyramida. 




Nie dało się przejść obojętnie obok wlekącej się przez wieś niemal bezszelestnie Jizerce. Strumień upodabnia się tu do czasu- snuje się leniwie i nigdzie się nie spieszy. Trochę jak my na tej prawie emeryturze.😉




 

Przed Gnojną Chatą skręciliśmy w prawo  w drogę asfaltową, która między innymi doprowadzała do szlaku na Pytlackie Kameny. Przedtem w końcu urozmaicenie- punkt widokowy przesłonięty nieco przez świerki, zwany Jeleni Štrań. 






Z tego miejsca już tylko rzut beretem do zaplanowanego celu. Dobrze, że żadnych turystów nie spotkaliśmy przy skałach. Mieliby widowisko patrząc na moje zmaganie z "przeszkodą na szlaku", czyli atrakcją turystyczną " Pytlackie Kameny". Najpierw wspięcie na skałę utrudniało błoto. Potem wysokość kamlota, z którym nijak nie mogłam sobie poradzić. Jak w końcu dotarłam do żelaznych uchwytów naprzemiennie umocowanych w skale, zaczęły mi się mylić nogi, to znów odległości stopni przekraczały moje krokowe możliwości. Kiedyś był lęk przestrzeni. Teraz, kiedy go pokonałam, brak koordynacji ruchu🫣. No ale się udało. Wlazłam umazana błotem i wilgocią skał wspierających mnie przy wspinaczce, ale szczęśliwa.





Ze skał widok na Halę Izerską i Chatkę Górzystów, część Jizerki, a od północy Smrek, Stóg Izerskie i torfowiska w plamach słońca. Korzystając z nieobecności turystów rozgościliśmy się na dłużej. Żal było wracać.
 Czy zapamiętam, że byłam na Płytlowych Kamieniach? Teraz już tak. Jest przecież wpis na blogu😀




                                     🍁









 



Na Wysokim Kamieniu z rodzinką

 Wyjazd rodzinny spontaniczny. Takie najlepsze i najbardziej udane, nawet we mgle i deszczu.  Dziś wybraliśmy się na Wysoki Kamień i do Kopa...