🤗W planie mnóstwo miejsc- tych zupełnie nowych i starych. Starych? Dla Grześka. Dla mnie wszystko jest nowością, no chyba że dziesiąty już raz, tak jak Jizerka.Wtedy jestem w stanie zapamiętać drogę, detal na szlaku, widok, nazwę. Nie mam orientacji w terenie. Dla mnie to dobrze. Ochy i achy jak za pierwszym razem. Grześka już to nie dziwi. Czasami chyba wkurza, bo mówi "No Przecież już tu byłaś". Nie zaprzeczam wtedy i nie potwierdzam.
No i tak było dziś. Pytlackie Kameny z podjazdem do Jizerki. Na Pytlackich Kamieniach ponoć już byliśmy kilkanaście lat temu. ( Nic mi się nie kojarzyło ani po drodze, ani na miejscu).
W stronę granicy wyruszyliśmy około 9.00.W Czerniawie zrobiliśmy zakupy na drogę, bo w domku oprócz żarcia dla psów i kota nie było niczego. Potem ruszyliśmy w stronę Hejnic. Uwielbiam tę trasę. Żałuję, że nie zatrzymaliśmy w aparacie tych snujących się po szczytach i dolinach delikatnych mgieł. Poranek dzisiejszy po dwóch tygodniach szarości wzbudzał we mnie szczególne podniecenie.Przyjeżdżając do Mlądza wpadliśmy wprost w objęcia polskiej, złotej jesieni.🍁☀️
Tylko na chwilę zatrzymaliśmy się przy zaporze na Czarnej Desnie, która powstała po tragicznym w skutkach uszkodzeniu zapory na Białej Desnie. Wspominałam w: https://nadmrozynka.blogspot.com/2024/06/przerwana-zapora-desna.html
W Jizerce, w której upływ czasu widoczny jest jedynie po wzroście drzew, zwłaszcza świerków pod Gnojną Chatą, na prawie pustym parkingu, zostawiliśmy auto i 100 koron w automacie.
Nie dało się przejść obojętnie obok wlekącej się przez wieś niemal bezszelestnie Jizerce. Strumień upodabnia się tu do czasu- snuje się leniwie i nigdzie się nie spieszy. Trochę jak my na tej prawie emeryturze.😉
Z tego miejsca już tylko rzut beretem do zaplanowanego celu. Dobrze, że żadnych turystów nie spotkaliśmy przy skałach. Mieliby widowisko patrząc na moje zmaganie z "przeszkodą na szlaku", czyli atrakcją turystyczną " Pytlackie Kameny". Najpierw wspięcie na skałę utrudniało błoto. Potem wysokość kamlota, z którym nijak nie mogłam sobie poradzić. Jak w końcu dotarłam do żelaznych uchwytów naprzemiennie umocowanych w skale, zaczęły mi się mylić nogi, to znów odległości stopni przekraczały moje krokowe możliwości. Kiedyś był lęk przestrzeni. Teraz, kiedy go pokonałam, brak koordynacji ruchu🫣. No ale się udało. Wlazłam umazana błotem i wilgocią skał wspierających mnie przy wspinaczce, ale szczęśliwa.
Czy zapamiętam, że byłam na Płytlowych Kamieniach? Teraz już tak. Jest przecież wpis na blogu😀
🍁
























Brak komentarzy:
Prześlij komentarz