O tym, że kochamy góry i od lat niezmiennie nas w nie ciągnie już pisałam. I nieważne, czy są to nowe trasy czy kolejne wejście żółtym szlakiem do schroniska pod Łabskim i wyżej. Albo wejście na Przełęcz Karkonoską dziurawym asfaltem z Przesieki. Lubimy górskie wyprawy z plecakiem, ciepłą herbatą lub kawą pitą na postoju, kanapkami z konserwą przyrządzanymi w trakcie odpoczynku koniecznie z niecodziennym widokiem. Lubimy zmęczenie i ból nóg po całym dniu marszu. I ten błogi stan, kiedy nic oprócz nas i gór nie jest ważne. Takie wędrówki przypominają mi wielkie pranie. Splątane, bezkształtne tkaniny po owej kąpieli są czyste, świeże i pachnące. Podobnie jest z myślami. Podczas wędrowania w górę i w dół z głowy uchodzą wszelkie szpecące duszę farfocle, robi się miejsce na nowe pomysły. To co pokrzywione nagle się prostuje, złe odpływa w niebyt i znów jest energia... Pozytywna energia.
Góry szczególnie sobie upodobaliśmy z kilku względów. Przede wszystkim dlatego, że nieustannie trwają w niezmienionej scenerii. Te same ścieżki, skały, kamienie , szczyty na przestrzeni stuleci witają kolejne pokolenia spragnionych turystów. Nawet schroniska i czeskie boudy zapuściły głęboko korzenie. Przez wieki tkwią w tych samych miejscach i choć nie spotkamy w nich pasterza, duch gór nadal w nich mieszka.
Szlifując górskie szlaki często zastanawiam się, kto był tu przede mną sto, dwieście, czterysta lat temu. Wtedy nachodzi pragnienie odbycia podróży w czasie, chociaż na jeden dzień, na kilka godzin. Odpowiedź na te pytania znalazłam w książce "Podróżnicy w Górach Olbrzymich". Są to teksty źródłowe - przetłumaczone z języka niemieckiego reportaże odkrywców, turystów z XVII - XX wieku. Książka miała być pod choinkę. Mikołaj się pospieszył. Niestety, nie wytrzymałam. Jestem po czwartym rozdziale. Każdy z nich to osobna relacja dawnych podróżników z wędrówki po Karkonoszach i Górach Izerskich. Niezwykle ciekawe opowieści skupiają się przede wszystkim na skrupulatnym i obrazowym przedstawieniu szlaków, miejsc noclegowych, krajobrazów, ludzi i realiów ówczesnego życia. Czytając ją nie sposób nie sięgnąć po mapę, aby przekonać się, o czym mowa i stwierdzić: "Przecież byliśmy tu i to nie raz. Prawie nic się nie zmieniło, tylko okowitki nie targaliśmy na plecach" 😊Na okładce książki wypowiedź himalaisty i podróżnika- Rafała Froni:
"Góry i wyprawy górskie to nie kaprys XX czy XXI wieku. To odwieczna potrzeba człowieka, któremu przesunięty horyzont górskiej przestrzeni dawał spokój i pozwalał na zrozumienie ważnych rzeczy,
w tym najistotniejszej - dokąd i po co zmierzamy."
Piękna przedmowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz