Najpierw uważnie przyglądaliśmy się urobkowi koparki. Potem z nosem przy ziemi lustrowaliśmy każdy kawałek odkrytej ziemi. Sztych za sztychem, z miejsca na miejsce delikatnie przerzucałam ziemię z gruzem, aby przewieźć ją na taczce pod podmurówkę. Każdy metaliczny dźwięk wprawiał nas w konsternację. Zamieraliśmy wtedy w bezruchu, a potem szybko podniecenie opadało i znów rozczarowani wracaliśmy do roboty Nie traciliśmy nadziei na odnalezienie nawet wtedy, gdy dział się ten nasz rolling stones. Miała być w kształcie poziomej litery "s", masywna, duża, mosiężna, zdobiona. Klamka drzwi frontowych, bo o niej mowa, niestety, nie została odnaleziona.😌 Szkoda, bo pani Danuta z pewnością by się ucieszyła. Zapamiętała ją z dzieciństwa spędzanego u dziadka i chciała ją odzyskać, co mnie w ogóle nie dziwi. Ja też z sentymentem spoglądam na rzeczy z domu moich dziadków "ocalone" od zapomnienia. Nie mają wartości materialnych, ale dla mnie są bezcenne. Ich ślubny portret w starej, oryginalnej ramie umieściłam w centrum naszego domu - na kominku. Podobnie traktuję stolik na nóżkach przedwojennej maszyny do szycia babci Natalki.
Wracając do tematu - klamka wsiąkła. Za to prawdziwy skarb odnaleźliśmy w studni.
Razem z nim do życia powoli wracała studnia. Grzegorz coraz bliżej dokopywał się do lustra wody. Ja natomiast w ocynkowanym wiadrze wynosiłam na powierzchnię szlam, drobne kamienie, gałęzie i inne zanieczyszczenia.
Potem następowało przetaczanie wody. Brudna - pompą usuwana ze studni na zewnątrz- robiła miejsce świeżej. Ale niemal natychmiast stawała się błotkiem. Zanim napłynęła, mogliśmy wybrać kolejnych kilka wiader szlamu. I taki zabieg powtórzyliśmy kilka razy.
Oj, coś się stało. Pompę trzeba było przedmuchać😂Pracowaliśmy do wieczora. W efekcie oczyściliśmy studnię do głębokości 40 centymetrów. Ale to dopiero połowa jej głębokości. Sąsiad Jan - rodowity mieszkaniec Mlądza - mówi, że powinna mieć 80 cm głębokości. a więc to jeszcze nie koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz