24 maja 2021

Skarb w studni ukryty...




 Najpierw uważnie przyglądaliśmy się urobkowi  koparki. Potem z nosem przy ziemi lustrowaliśmy każdy kawałek odkrytej ziemi. Sztych za sztychem, z miejsca na miejsce delikatnie przerzucałam ziemię z gruzem, aby przewieźć ją na taczce pod podmurówkę. Każdy metaliczny dźwięk  wprawiał nas w konsternację. Zamieraliśmy wtedy w bezruchu, a potem szybko podniecenie opadało i znów rozczarowani wracaliśmy do roboty Nie traciliśmy nadziei na odnalezienie nawet wtedy, gdy dział się ten nasz rolling stones. Miała być w kształcie poziomej litery "s", masywna, duża, mosiężna, zdobiona. Klamka  drzwi frontowych, bo o niej mowa, niestety, nie została odnaleziona.😌 Szkoda, bo pani Danuta z pewnością by się ucieszyła. Zapamiętała ją z dzieciństwa spędzanego u dziadka i chciała ją odzyskać, co mnie w ogóle nie dziwi. Ja też z sentymentem spoglądam na rzeczy z domu moich dziadków "ocalone" od zapomnienia. Nie mają wartości materialnych, ale dla mnie są bezcenne. Ich ślubny portret w starej, oryginalnej ramie umieściłam w centrum naszego domu - na kominku. Podobnie traktuję stolik na nóżkach przedwojennej maszyny do szycia babci Natalki. 

Wracając do tematu - klamka wsiąkła. Za to prawdziwy skarb odnaleźliśmy w studni. 



Olbrzymie Serce z kamienia zasypane było ziemią i innymi kamieniami. Uduszone, zimne, zahibernowane, pozbawione dostępu do słońca, powietrza. Natychmiast podjęliśmy reanimację.

 Grzegorz wykopał, ja, niczym Syzyf, ogrzewając je ciepłem dłoni po sześciu kamiennych schodkach wyturlałam na powierzchnię ziemi.  Promienie majowego słońca natychmiast się nim zajęły. Tłoczyły energię aż do momentu, gdy stał się ciepły, suchy i jasny. Ożył. 


Razem z nim do życia powoli wracała studnia. Grzegorz coraz bliżej  dokopywał się do lustra wody. Ja natomiast w ocynkowanym wiadrze wynosiłam na powierzchnię szlam, drobne kamienie, gałęzie i inne zanieczyszczenia.


 Potem następowało przetaczanie wody. Brudna - pompą usuwana ze studni na zewnątrz-  robiła miejsce świeżej. Ale  niemal natychmiast stawała się błotkiem. Zanim napłynęła, mogliśmy wybrać kolejnych kilka wiader szlamu. I taki zabieg powtórzyliśmy kilka razy.

                                       Oj, coś się stało. Pompę trzeba było przedmuchać😂

 Pracowaliśmy do wieczora. W efekcie oczyściliśmy studnię do głębokości  40 centymetrów. Ale to dopiero połowa jej głębokości. Sąsiad  Jan - rodowity mieszkaniec Mlądza - mówi, że powinna mieć 80 cm głębokości. a więc to jeszcze nie koniec.

Po pracy w studni blask słońca poraża😊
To jeszcze nie koniec 


A może ktoś chętny na kąpiele błotne wysoko zmineralizowane? Nie zedrę. Przez miesiąc w promocyjnej cenie.





Serce z kamienia i przywrócony puls w studni zwabił wścibskie sarny i Lalusia.

Dzień bez wkrętarki  i zapachu drewna to dzień stracony. Choć słońce chowało się już za las, Grzesiek musiał ułożyć kilka klocków na fundamencie. 




Praca trwała do zachodu. 

Minęła  kolejna, długa, pracowita sobota. Z każdym przepracowanym dniem coraz bardziej wsiąkamy w to miejsce, uważając je za wyjątkowe. Pracy dużo. Nie jest łatwo. Ale takie skarby, jak dzisiejszy, to nie przypadek. Dodają sił. Odkopane kamienne serce na naszej działce to znak przywrócenia miejscu życia, a nie frazeologiczna nieczułość. 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Takiej zimy się nie spodziewaliśmy

Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce,...