"Spotkamy się kiedyś u studni, w koło będzie zielono (...) woda w niej będzie chłodna, w świat uwierzymy z powrotem(...) Spotkamy się kiedyś u studni z wiecznie żywą wodą i będziemy znów tacy młodzi..."
Kto wie? Może właśnie przy mlądzkiej studni pod naszą nieobecność spotykają się wszyscy byli gospodarze tego domu? Wypędzeni i przesiedleni razem przy wspólnym biesiadnym stole piją polski samogon i zagryzają suchym, podwędzanym wurstem? A na deser zajadają drożdżówkę z kruszonką i struclę z bakaliami? Tego nie wiem. Ale jednego jestem pewna - studnią musimy się zająć.
Studnia w sobotę 15.05 była tylko przerywnikiem w przygotowywaniu podłoża pod podłogę domku. Za każdym razem do spożycia przywozimy wodę ze sobą. Pięć litrów w zupełności starcza nam na kilka godzin. Ale dobrze byłoby mieć już swoją wodę pitną, gdy za miesiąc przyjedziemy tu na dłużej.
Studnie izerskich wsi są bardzo podobne. Pochodzą z II połowy XIX wieku. Lustro wody, do którego prowadzą kamienne schodki, znajduje się półtora do dwóch metrów pod poziomem gruntu. Nie są to studnie głębokie. Te, do których zaglądałam, zwykle miały do metra głębokości. Są to studnie skośne kopane i murowane. W ściankach zejścia do studni czasami bywają "chłodziarki" - kamienne półki na przechowywanie żywności. Tuż nad lustrem wody często spotyka się dużą kamienna płytę. W tej części lodówka😊 chłodzi najlepiej. Moi synowie bardzo się ucieszyli z tej półki. Doskonale wiedzą, do czego będzie im służyć, kiedy zajdzie ryzyko chłodzenia napojów w bystrej wodzie Mrożynki.
No więc mieliśmy tylko zajrzeć do tej studni, aby ocenić, ile tak naprawdę będzie przy niej roboty. Woda w niej jest. Wejście przez lata było otwarte. Wiatr naniósł nieczystości w postaci gałęzi, przegniłych łodyg, liści. Spływająca do niej woda z deszczu i topniejącego śniegu pociągnęła za sobą ziemię i drobne kamienie. Nad lustrem widać doprowadzoną do studni żelazną rurę. Być może nad jej powierzchnią stała ręczna pompa. Dom spłonął prawie trzydzieści lat temu, więc mógł być już hydrofor. Sporo roboty przed nami. Trzeba ją oczyścić, uzdatnić wodę, odbudować zruszoną koparką ściankę i wzmocnić całą budowlę. Ale co to dla nas, skoro przerzuciliśmy kilkadziesiąt ton kamieni przygotowując miejsce pod fundament.💪 Z tą myślą wróciłam do swojej pracy. Za kilkanaście minut usłyszałam: "Możesz tu podejść?". No nie, znów padalec, albo jeszcze coś gorszego - pomyślałam odrywając się od roboty. Myliłam się. Grzesiek w oczekiwaniu na przyjazd desek z tartaku oczyścił kilka pierwszych schodków do studni. Prawdziwa koronkowa robota. Każdy stopień ułożony z jednego, długiego, kamiennego bloku. Pomiędzy nimi powciskane i uzupełnione gliną mniejsze łupki. Nawet półka wspomnianej chłodziarki zatrzymała ślady bielenia. Jeszcze raz tyle i dostęp do wody będzie oczyszczony. A wygląda to tak:
Młode pędy rdestowca usunięte, a niektóre gniazda rozkopane i posypane preparatem przyspieszającym gnicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz