21-28 lipca. Cały pracowity tydzień w Mlądzu z dobową przerwą na drugą dawkę Pfizera. Trochę się podziało w tym czasie. W efekcie naszych prac od rana do późnego wieczora stanął domek. Jest zabezpieczony membraną. Czeka na okna i pokrycie dachu. Ale po kolei.
"Za progiem tyle dróg, żebyś wyjść i przyjść mógł"
Próg musi być w każdym domu. Wiadomo. U nas jest trochę inaczej. Najpierw był próg, teraz powstaje dom i progi będą dwa. Który ważniejszy? Ten pierwszy, ponad stuletni, bo z duszą. A odkryłam go przez przypadek.
Przed rozpoczęciem pracy na chwilę przystanęłam przed frontem domku. Spojrzałam na wnękę drzwiową a potem zerknęłam nieco niżej. Ze sterty nawalonych kamieni i cegieł odsłonił się kawałek kamienia różniący się kształtem od pozostałych. Był to próg starego domu. Prowadził dokładnie do wnęki wejściowych drzwi naszego domku. W pierwszej chwili pomyślałam, że mój mąż zaplanował nowy próg nad progiem starego domu. Ale tak nie było. Sam był zdziwiony niezwykłą przypadkowością. To nie koniec odkrycia. Przed i za progiem łopata natrafiała na głuchy opór. W kolejnej godzinie odkryłam przysypane ziemią kamienne tafle wyłożone tuż przed progiem. Podobne tylko mniejsze położone były w sieni domu. A jeśli całe podwórko było kamienne? Muszę odwiedzić kiedyś panią Basię i zapytać ją o to.
Przy okazji utwardziłam gruzem i darnią drogę dojazdową do działki. Po deszczu trudno na nią wjechać z mostu.
Pierwszy skalniak
Kiedy Grzegorz strugał klocki na strop, miałam trochę czasu na realizację własnych wizji i ułożyłam pierwszy skalniak. Będę je numerować, bo trochę ich tu powstanie. Kamieni pod dostatkiem😀 Są już na nim pierwsze rośliny - zadarniający jałowiec i tymianek podarowany przez Tomka - Sąsiada. Przydałoby się jeszcze kilka sadzonek popularnej w okolicy lawendy mlądzkiej.
Pierwsze elementy na dachu
Belki oczepowe i ściany kolankowe cudem wciągnęliśmy sami. Na belkę stropową sił i pomysłu zabrakło, a że u sąsiada na polu wiercono studnię, poprosiłam rosłych chłopów o pomoc. Bez użycia drabiny wspięli się po szkielecie na górę i sprytnie, zaledwie w ciągu minuty zarzucili belkę na szczyt. Wyglądali na takich co nie tylko studnie kopią, ale i dachy stawiają.
Belka podpierająca konstrukcję dachu stanie się jedną ze ścianek półki. Dzwonek z mosiądzu wykopany przed progiem i oczyszczony w spożywczym odrdzewiaczu będzie pierwszym eksponatem.
Trzeba było jeszcze podeprzeć dach pięciometrowym słupem. Głupio było znów prosić o pomoc. Chyba drewno było bardziej suche. Nie było tak źle. Właściwie postawiłam go sama.. Przytuliłam do niego całe swoje "niewątłe" ciało, aby wszystkimi mięśniami ruszyć go z miejsca. Przylgnął do niego nawet mój policzek. Nie mogłam patrzeć w dół. Grzegorz nakierowywał mnie, aby element jak najszybciej znalazł się we właściwym miejscu. No i się udało. Kilka kilogramów nadwagi bardzo się przydało.
Dla urozmaicenia pracy obłożyliśmy dół szkieletu membraną. Szkoda, że dom nie będzie szklany. Ściany ograniczą widok.
Chatka powoli nabiera kształtów
Ożebrowanie dachu zakończone po zachodzie słońca
Niedziela była dla nas pracująca. To pogoda goniła robotę. Od wtorku zapowiadano deszcze. Musieliśmy spieszyć się z krokwiami i pokryciem dachu membraną. W tym dniu zdjęcia zrobiliśmy tylko po ukończeniu pracy, czyli przed godziną 22. W trakcie nie było na to czasu. A szkoda. Byłoby na co popatrzeć. Sposób wciągania krokwi na dach porównywalny był chyba do wznoszenia egipskich piramid. Dwie liny samochodowe przerzucone przez strop, do tego moje kilogramy i siła mięśni mojego męża - Byka😀wykonały całą robotę. Po wciągnięciu sześciu par szło taśmowo.
W końcu będzie można zdjąć czarną folię. Po deszczu podłoga wyglądała jak basen.
Poniedziałek miał być ostatnim ładnym dniem. Grzegorz pokrył membraną cały dach i przybił na nią kontrłaty. A wtedy nastał spokój... Mogło padać. Podłoga pokryta płytą OSB, wprawdzie pociągnięta dysperbitem, była zabezpieczona. Można było zdjąć z niej folię. Zajęłam się impregnowaniem desek. Dobór impregnatu też nie był łatwy. Szkoda, że nie ma próbników. Każde drewno inaczej się wybarwia. Zdecydowaliśmy się jednak na brąz.
Północna ścianka domku
Tego samego dnia zaczęliśmy układać deski na ścianę. Szło w ekspresowym tempie, ale bez poziomicy ani rusz. Pierwsza ścianka od północnego-zachodu prezentuje się nieźle. Błyszczy. Żywica, mamy nadzieje, zabezpieczy ją na kilka lat.
Wnętrze domku zaczyna się klarować. Pies nieco zdezorientowany. A gdzie jest moje łóżko?
Leniwy wtorkowy poranek. Jest czas na foto.
Lekko nie jest. Ale to nasz wybór. Wiedzieliśmy, że czeka nas sporo roboty. Efekty są. To bardzo motywuje. Znajdujemy też czas, aby rozejrzeć się dookoła i popatrzeć na świat z tego miejsca. No i rozmowy z naszym nowym sąsiadem z Berlina też dają chwilę wytchnienia. Dusza człowiek😃
Pełnia księżyca nad Tłoczyną.
Ot, takie wakacje💗💪na obozie...pracy.😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz