26 grudnia 2021

Między Mrożynką a Bobrem, czyli świętowanie nad Kwisą.

 Świąteczne biesiadowanie przy stole ogranicza się u nas do wigilii. Dlatego z radością powitaliśmy w święta słońce i siarczysty jak na nasz klimat mróz. Przy pięknej pogodzie z entuzjazmem wybraliśmy się na spacer, aby uczcić cud życia w każdej postaci i pokłonić się Stwórcy.



































„Na każdym spacerze w naturze człowiek otrzymuje znacznie więcej niż szuka.”

John Muir






























19 grudnia 2021

Post z dedykacją

 Ciągnie nas na budowę co tydzień. I choć zakładam sobie, że w tym tygodniu już nie pojadę, bo okna niepomyte, piwnica niewysprzątana, pierogi na święta niepolepione i tak w ogóle bałagan w domu jak diabli, to  jednak przyszedł piątek, piąteczek, piątunio i za Mlądzem tęskno się zrobiło. A że w domku już ciepełko (choć komin jeszcze prowizoryczny)  i reflektor po ładowaniu wytrzymuje 4-6 godzin,  można "ogacać" (cytując za Agnieszką).


Ale najpierw zajechaliśmy po miód do Sąsiada. Zakup z Izerskiej Pasieki pierwszorzędny.👌 Trzy słoiki napoczęliśmy zaraz po przywiezieniu do domku. Najsmaczniejszy ze spadzi liściastej - delikatny, aksamitny o posmaku lodów waniliowych. Po takim śniadaniu - zdrowym i kalorycznym oraz kawie można było wziąć się do roboty. Grzegorz pomontował resztę uchwytów blokujących do okiennic, a potem zaczęliśmy ocieplać antresolę. Wyrobiliśmy się w kilka godzin. Upychanie arkuszy ze stabilnej podłogi nie było takie trudne, choć wymagało sprytu. Na szczęście Grześkowi go nie brakuje. Ze mną - gorzej. Do trzeciego szczebla daję radę, wyżej zamykam oczy i wchodzę po omacku jak pokraka. Z zejściem jeszcze więcej atrakcji w akrobacji. Bo nieodpowiedni  kąt nachylenia drabiny, bo podeszwa miękka, bo drabina chwiejna i nie ma się czego złapać... No ale cóż, pomagam, jak umiem, bo to i przysięga małżeńska i własny interes  do pomocy skłania.








Jak będzie z pozostałą częścią ocieplania dachu? Bez rusztowania się nie da. Jak pomóc, kiedy sama myśl o wejściu po rusztowaniu mnie przeraża? Podejrzewam, że nawet  miód nie pomoże. Chyba że pitny na odwagę. 

Robota  była zaplanowana na ferie, ale Grzesiek, jak zwykle, przyspieszył swój budowlany kalendarz i szykuje się na poświąteczny czas. Może któryś z naszych chłopaków znajdzie chwilę i...przeczyta ten post? Dowie się o słabościach matki i  wyręczy na tym nieszczęsnym rusztowaniu? Liczę na to.  Jeśli nie będzie reakcji - wydziedziczę.😉

Zapomniałam wspomnieć o Smutnym. Przybył z merdającym ogonem. Chyba nazwę go inaczej.

W Mlądzu pogodowo tak sobie. W Szklarskiej i Świeradowie ponoć słońce. 




                                                                      Przytulnie i...

świątecznie:)

Rzeczony  komin 
😄




 
                   I po co było narzekać? Przy niedzieli pomyte, posprzątane, ruskie na obiad polepione,                                                           anioły i serwetki wykrochmalone. 
Święta idą! Chłopcy zjeżdżają do domu. Babcię Oskar przywiezie już w czwartek. Znów będzie gwarno.











14 grudnia 2021

W temacie ognia i ogrzewania

Do pani Basi - rodowitej mlądzowianki wpadłam jak po ogień. Krótkie życzenia świąteczne, przede wszystkim zdrówka, bo pani Basia po operacji, drobny upominek i obietnica dłuższych odwiedzin, kiedy złe czasy miną. Tyle pytań w mojej głowie się uzbierało, że pewnie na kilka spotkań wystarczy. Potem nieoczekiwane zapoznanie z kolejnymi sąsiadami , którzy, widząc Grześka mocującego się na śniegu z naszym starym fordem na letnich oponach, przybyli  z pomocą. Bez nich byłoby ciężko. Teraz już wiemy. Zimowe opony potrzebne tu nawet w kwietniu. Dużych przewyższeń we wsi nie ma, ale dróżki tak sobie utrzymane. Sympatyczni sąsiedzi zza łąki przy okazji zapytali nas o to i owo. Trzeba było  się przedstawić. Fajnie. Krąg znajomych się powiększył. 


Dojazd do naszej  działki zasypany był śniegiem. Na szczęście nie było go wiele, więc udało się wjechać. Pisałam już, że lubię  to miejsce? Pewnie nie raz. Powtarzam się. Widok z działki wiąże się za każdym razem z głębszym westchnieniem. Pięknie tutaj o każdej porze roku. Nasz Trzebów (mieszkamy tu 30 lat) położony w Dolinie Kwisy wśród lasów też ma swój urok. Ale brakuje otwartej przestrzeni. A mnie od dziecka ciągnęło do miejsc, z których można było zobaczyć więcej - to górka Krajniaków w Tyńcu Legnickim, gdzie mieszkali dziadkowie. Stamtąd w słoneczny dzień można było zobaczyć wzniesienia Gór Kaczawskich. Dobrym miejscem obserwacji pofałdowania terenu było też okno na dziadkowym  strychu. Innym razem, jako przedszkolak po grzejniku wdrapywałam się na okno  łazienki gozdnickiej kamienicy, skąd, z odległości około 80 kilometrów, widać było szczyty Karkonoszy i Gór Izerskich. Wtedy góry były dla mnie wielką tajemnicą, a podróż niedosiężnym marzeniem. Musiałam czekać kilkanaście lat, do czasów liceum, aby spędzając wakacje na obozie wędrownym, zobaczyć je na własne oczy. Ale do brzegu... Co było dalej?













 A więc później przyszedł czas na montaż kozy w chatce:). To ważne wydarzenie. Kilkadziesiąt lat wstecz ogień strawił domostwo. Teraz zawitał ponownie w to miejsce i przyniósł skrajnie odmienne emocje. I nieważny nawet  żrący smród wypalającej się farby na żeliwie. Radość z ciepła i ognia była duża.  Można było nawet zagotować na niej  wodę na kawkę i podgrzać posiłek, co okazało się  miłym  zaskoczeniem. Kozunia podgrzała temperaturę do 16 stopni na przypiecku i plus 6 kilka metrów dalej😂. Większość energii uciekła przez nieocieplony dach topiąc po drodze zalegający na nim śnieg. Ale to nic. Ważne, że mogliśmy zostać w domku do późnego wieczora. Grzesiowi udało się położyć deski na antresoli, a ja ociepliłam jedną warstwą wełny mineralnej dwie dłuższe ściany i szczyt poddasza. W tak zwanym międzyczasie ugościliśmy Smutnego, który z merdającym ogonem wpadł przywitać się z nami. Powiesiliśmy też choinkę. Światełka, niestety, nie zdążyły się zregenerować na słońcu i poświeciły ostatkiem mocy niespełna 5 minut. Za to świąteczna muzyka od "Last Christmas" po "Dzień jeden w roku" ze" spotifaja"  zrobiła resztę. Oświetlony stok Stogu Izerskiego żarzył się nocą podobnie, jak ogień w naszym kominku. Zmęczeni, okurzeni, okopceni, z  drobinkami wełny w nosie, na twarzy, dłoniach (pomimo rękawic) i sporym guzem na głowie, przed północą dotarliśmy do Trzebowa. Gdyby  Kajtek, patrząc na nas po powrocie,  miał więcej śmiałości i mniej dobrego wychowania, pewnie zadałby pytanie "Pogrzało was?" Miałby rację. I to tyle w temacie ogrzewania i ognia w domku nad Mrożynką.😀

03 grudnia 2021

Smutny wrócił! O psie z wioski i choince.

 Nie było go ostatnio. A smakołyki czekały. Dziś około południa otrzymałam od Grześka obraz z  sms-em  " Kumpel do pomocy😂". I od razu zrobiło się raźniej. Mówią na niego "Smutny". Ponoć z wyrazu twarzy 😉. W rzeczywistości jest bardzo przyjazny i towarzyski. Skoro Duszę Sąsiada już mamy, to chciałoby się rzec: Dusza-pies. Polubiliśmy go. Sąsiada zresztą też.


Cieszę się, że listopad już minął, choć  kłopotów ze sobą nie wziął. Czasami przecież musi być pod górkę. Moja śp. Teściowa  życzyła nam, żeby Pan Bóg wszelkie zło na drobne rozmieniał. I coś w tym jest. Pojawiają się kłopoty, ale rokowania na wyjście z kryzysu zawsze są pomyślne. Tym razem też  jest szansa, że do wiosny będzie dobrze. 

Działka jest "lekiem na całe zło".
Spieszymy się z robotą. Gromadzimy materiał, bo nie wiadomo, co przyniesie styczeń. Oskar doinwestował budowę  Dziś Grzegorz odebrał pierwszy transport wełny mineralnej w całkiem przystępnej cenie. Przed momentem dotarła koza. Może Nowy Rok przywitamy w górach grzejąc się ciepłem własnego kominka? Marzy nam się sylwestrowe wejście na Stóg. Na wypadek, gdyby plan miał się powieść, przygotowaliśmy choinkę. Trochę patyków, kawał sznurka i gotowe. Podpatrzyłam na pintereście. Bardzo mi się ten pomysł spodobał. Jedna już czeka w domu na święta. Drugą zawieziemy do chatki.

                                         Jedna ściana już ciepła 😊 Warstwa 20 cm wełny mineralnej                                                                       może wystarczy? 

W tle Krypliczanka

\

                                  Okiennice jeszcze nie udoskonalone. Brakuje zewnętrznych  blokad.




 Kiedyś, gdy chłopcy byli mali, choinka musiała być tradycyjna. Z ubraniem czekaliśmy do ostatniej chwili.  Przy  nastroju zapalonych światełek świątecznie działo się w kuchni: zapachy ciast mieszały się z gotowaną kiszoną kapustą i grzybami, a czasami swojską wędzoną kiełbasą, szynką, boczkiem. Teraz też jest podobnie, ale jakby mniejsza radość ze świąt, no i choinka minimalistyczna. Dzieci są już  dorosłe, a wnuków jeszcze nie ma. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat odeszli  bliscy. Wigilia to dla mnie smutny dzień, ale staram się, aby nikt tego po mnie  nie zauważył.








Takiej zimy się nie spodziewaliśmy

Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce,...