Do pani Basi - rodowitej mlądzowianki wpadłam jak po ogień. Krótkie życzenia świąteczne, przede wszystkim zdrówka, bo pani Basia po operacji, drobny upominek i obietnica dłuższych odwiedzin, kiedy złe czasy miną. Tyle pytań w mojej głowie się uzbierało, że pewnie na kilka spotkań wystarczy. Potem nieoczekiwane zapoznanie z kolejnymi sąsiadami , którzy, widząc Grześka mocującego się na śniegu z naszym starym fordem na letnich oponach, przybyli z pomocą. Bez nich byłoby ciężko. Teraz już wiemy. Zimowe opony potrzebne tu nawet w kwietniu. Dużych przewyższeń we wsi nie ma, ale dróżki tak sobie utrzymane. Sympatyczni sąsiedzi zza łąki przy okazji zapytali nas o to i owo. Trzeba było się przedstawić. Fajnie. Krąg znajomych się powiększył.
14 grudnia 2021
W temacie ognia i ogrzewania
A więc później przyszedł czas na montaż kozy w chatce:). To ważne wydarzenie. Kilkadziesiąt lat wstecz ogień strawił domostwo. Teraz zawitał ponownie w to miejsce i przyniósł skrajnie odmienne emocje. I nieważny nawet żrący smród wypalającej się farby na żeliwie. Radość z ciepła i ognia była duża. Można było nawet zagotować na niej wodę na kawkę i podgrzać posiłek, co okazało się miłym zaskoczeniem. Kozunia podgrzała temperaturę do 16 stopni na przypiecku i plus 6 kilka metrów dalej😂. Większość energii uciekła przez nieocieplony dach topiąc po drodze zalegający na nim śnieg. Ale to nic. Ważne, że mogliśmy zostać w domku do późnego wieczora. Grzesiowi udało się położyć deski na antresoli, a ja ociepliłam jedną warstwą wełny mineralnej dwie dłuższe ściany i szczyt poddasza. W tak zwanym międzyczasie ugościliśmy Smutnego, który z merdającym ogonem wpadł przywitać się z nami. Powiesiliśmy też choinkę. Światełka, niestety, nie zdążyły się zregenerować na słońcu i poświeciły ostatkiem mocy niespełna 5 minut. Za to świąteczna muzyka od "Last Christmas" po "Dzień jeden w roku" ze" spotifaja" zrobiła resztę. Oświetlony stok Stogu Izerskiego żarzył się nocą podobnie, jak ogień w naszym kominku. Zmęczeni, okurzeni, okopceni, z drobinkami wełny w nosie, na twarzy, dłoniach (pomimo rękawic) i sporym guzem na głowie, przed północą dotarliśmy do Trzebowa. Gdyby Kajtek, patrząc na nas po powrocie, miał więcej śmiałości i mniej dobrego wychowania, pewnie zadałby pytanie "Pogrzało was?" Miałby rację. I to tyle w temacie ogrzewania i ognia w domku nad Mrożynką.😀
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ale akcja! Mlądz posprzątany
W ubiegłą sobotę ponad 40 osób dorosłych i kilkanaścioro dzieci zaangażowało się w sprzątanie naszej pięknej wsi. To był zryw na zaproszeni...

-
Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce,...
-
Kolorowe szmatki, tasiemki, sznurki,wstążki, worek guzików- to skarby, które wykładałam z pudełka po butach na kuchenny stół. Miałam trzy ...
-
Dziś kończy się nasz pobyt w domku na Starych Żarnach. W spokoju wypiliśmy kawkę z widokiem, wsłuchaliśmy się w ciszę zakłócaną jedynie ś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz