Każdy projekt, każda praca musi mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Tego też uczę moje dzieci. Dziś kupiliśmy do naszej chatki kilka drobiazgów - poduszki i poduchy, niezbędne w kuchni naczynia i sztućce, a nawet dwie wycieraczki. Doszłam więc do wniosku, że jeśli nasz mały dom z marzeń spełnia funkcję prawdziwego domu, mamy w nim już wszystko, co do mieszkania potrzebne i za każdym razem tęsknimy za powrotem, to znaczy, że cel został osiągnięty, a plan wykonany.
Dokładnie rok i dwa dni minęły od chwili, gdy na działkę wjechała szopka. To był początek naszego osadnictwa:). Potem przyszło lato. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy na budowie. Do końca lipca stanął szkielet domku. W sierpniu zabudowaliśmy ściany, wstawiliśmy drzwi a firma wmontowała okna. We wrześniu pokryliśmy blachą dach. W listopadzie założyliśmy okiennice. W tym stanie chatka miała przeczekać do wiosny. Dzięki pomocy Oskara mogliśmy ruszyć z budową dalej. Ocieplenie, ściany wewnętrzne, w końcu wykończenie przypadło na zimę i wiosnę. Udało się szybciej. Choć nie mamy jeszcze prądu, pomieszkujemy. Cieszymy się, że się udało. Zamieniliśmy marzenia na plany, dlatego wszystko stało się możliwe.
Kiedyś na tym blogu posłużyłam się cytatem i dziś go powtórzę " Jeśli potrafisz o czymś marzyć, potrafisz tego dokonać":))
Co teraz? Tydzień temu kupiłam najdokładniejszą mapę Gór Izerskich. Pora zaplanować trasę i wyruszyć w drogę...Trzeba też coś posiać, posadzić, ułożyć ścieżki, schody, a może nawet kiedyś po prostu poleniuchować, popatrzeć w gwiazdy i podziękować tym, którzy patrzą na nas z wysoka i siłą woli odsuwają wszelkie kłody spod naszych nóg, a może i trzymają kciuki? Bez nich plan by się nie powiódł.
A blogowy dziennik budowy zostawimy sobie na pamiątkę.