03 stycznia 2021

Kamienica po raz pierwszy, czyli ciąg dalszy oswajania Kamienickiego Grzbietu

Skoro (na razie marzeniami) wiążemy się z Mrożynką (dawniej Wójtówką), wypadałoby poznać miejsca, w których potok bierze swój początek. Spacer na Grzbiet Kamienicki korcił nas od dłuższego czasu. Tutaj nas jeszcze nie było. I tak tydzień temu zaliczyliśmy Jelenie Skały i Tłoczynę, a wczoraj Kamienicę (973 m npm.) - najwyższy szczyt Grzbietu Kamienickiego należącego do Gór Izerskich. Wędrówkę zaczęliśmy od Przecznicy.  Podczas spaceru zdążyliśmy utrwalić w aparacie kilka zrujnowanych przydrożnych domostw, w których jeszcze kilkadziesiąt lat temu tętniło życie. 



Studnia jakich wiele w okolicy



Kolejna studnia z krystalicznie czystą wodą


Zdążyliśmy - zanim ślad po nich zaginie, a wiosna przesłoni to, co teraz rzuca się w oczy. Przykre te widoki. Przypominają, że "wszystko ma swój czas i przychodzi kres na kres"... Ale ponieważ my  "jeszcze w zielone gramy", tuż za wsią  porzuciliśmy myśli  o przemijaniu i popędziliśmy na Kamienicę.

 W tle Kamienica z widoczną ścieżką na szczyt

 To znaczy Grzesiek popędził, bo plan był taki, żeby na szczycie wypić kawę i zjeść sylwestrowe wafle. Ja zostałam z tyłu. Wcale nie dlatego, że nie lubię kawy... Podejście nie było łatwe. Gdzieniegdzie na starym  asfalcie był lód. A dróżka na Kamienicę - ostatni odcinek drogi - pięła się wysoko zaśnieżoną, prawie niewydeptaną  przecinką.


 Na szlaku nikogusieńko. Dopiero na Kamienicy minęliśmy się z grupką ludzi.  Widoków ze szczytu wprawdzie nie było (warunki pogodowe i trekkingowe niezbyt korzystne). Gęste chmury przetaczały się przez górę zasłaniając widok na Pogórze Izerskie z jednej i Wysoki Grzbiet z drugiej strony. Ale ciepła kawka i coś słodkiego na ząb zrekompensowały krótkie horyzonty.



 I tak warto było. Kamienica oswojona .Wrócimy tu wiosną. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ale akcja! Mlądz posprzątany

 W ubiegłą sobotę ponad 40 osób dorosłych i kilkanaścioro dzieci zaangażowało się w sprzątanie naszej pięknej wsi. To był zryw na zaproszeni...