Za oknem ziąb. Słońce już dawno poszło spać, choć na zegarze dopiero 18. Po poobiedniej drzemce wiążemy sadełko popijając kawusię w sypialnianych betach i jak zwykle znów w rozmowie kierujemy się na południe. Niedalekie, bo odległe raptem o 86km od przydomowego zjazdu z trzebowskiej ulicy "Bulwar Nadrzeczny"😊.Tym razem nie wybiegamy w przyszłość, tylko wracamy do wspomnień. W ramach treningu pamięci i rozwiewania pocovidowej mgły mózgowej próbujemy przypomnieć sobie i policzyć dokładnie wszystkie miejsca, na które natrafiliśmy szukając działki. O cholerka, nie jest źle. Zapamiętaliśmy niemal wszystkie. Liczymy też przejechane kilometry i koszt zużytego paliwa. Podsumowanie wygląda następująco:
obejrzane działki - 32 sztuki (w tym jedna z zabytkowym budynkiem w Giebułtowie)
przejechane kilometry - około 7000
wydane pieniądze na paliwo - około 2000 złotych
podpisane umowy przedwstępne z biurami nieruchomości - 3
przeprowadzone rozmowy telefoniczne - około 100
udziały w przetargach - 1 raz
stracony czas na poszukiwania - kilkadziesiąt godzin
Jaki wniosek?
Kupiona działka to mało powiedziane. Ona została okupiona 😀.
- Ile kilometrów ci wyszło? - zapytałam męża matematyka.
- Ponad sześć tysięcy. Na niektórych z nich byliśmy przecież dwa razy.
- O kurde. To przecież dwie podróże do Chorwacji.
Nie mamy, jak na razie czego żałować. Chorwację naszą kochaną, dla której Grzesiek nauczył się przez internet chorwackiego, nawiedziliśmy szesnaście razy. Na razie wystarczy. Zdradzamy ją na pewien czas. A działce wybranej spośród dziesiątek innych należy się poświęcić troszkę czasu, bo w końcu została okupiona😊.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz