22 czerwca 2021

A jakieś kwiatki? Rabatki? Naturalnie!

 Tylko dwa tygodnie nieobecności na działce, a tu taka niespodzianka😊. Jesienią marcinki, wiosną żonkile, a teraz floksy, naparstnice i łubin. Ten ostatni porasta brzeg Mrożynki już od mostku przy starym młynie. No i  krzaki dzikiej róży obsypane pachnącym kwieciem wabią miodolubne owady. 

















-Tato, co u Was?
 I wcale nie chodziło Błażejowi o kwiatki ani rabatki, tylko o postępy na budowie. Ciekawe...Pytał z grzeczności czy ciekawości? 
-Ano, synu, tato się naczytał, doszkolił, naoglądał i podłoga  zaizolowana, docieplona 20 centymetrową warstwą wełny mineralnej. Na to wszystko poszły płyty OSB. Teraz czekamy na drewno.






 Sobota była fatalna do pracy. Z nieba lał się żar. Gdyby nie Mrożynka, byłoby ciężko. Kąpiele tylko przez chwilę dawały ochłodę.


Najprzyjemniej było w studni. Chętnie zajęłam się więc uzdatnianiem wody. Ponieważ po odbytym szkoleniu  umiem już  uruchomić agregat, włączyć pompę tak, aby skutecznie pracowała👌, czyli z pływakiem do góry😄 wypompowywałam co jakiś czas wodę, czyściłam dno i kamienie roztworem z chloru. I tak kilka razy. Efekty widać gołym okiem. Wciąż jednak brak odwagi  na degustację. Trzydzieści lat studnia była nieczynna. Wszystkie sączki warstwy wodonośnej były niedrożne. Potrzeba czasu i ciągłego pompowania wody, aby je oczyścić. Studnia jest bardzo wydajna. Woda napływa z prędkością 250 litrów na godzinę. Wpadliśmy na pomysł filtracji wody, ale o tym w następnym poście.



 Druga noc spędzona w szopce na działce. 😊Wieczorem po upalnym dniu zrobiło się chłodno. Przed snem obserwowaliśmy niebo. Gwiazdy, księżyc i jasna poświata od północy. Słońce, pomimo pracowitego długiego dnia, też nie miało ochoty na sen. Za cztery dni letnie  przesilenie. To fajny czas.



                                                         Poranek z okna szopy 😀
Czego więcej do szczęścia potrzeba, gdy zaraz po przebudzeniu witasz dzień z takim widokiem za oknem? 


11 czerwca 2021

Aż do dna...

 Piątek i sobotę po Bożym Ciele spędziliśmy w Mlądzu.

 

    Najważniejszym zadaniem w tych dniach było całkowite doczyszczenie studni. Po pracach budowlanych i odwiedzinach gości (to z myślą o nich  chłodziliśmy piwo w Mrożynce), pomimo późnej pory, przystąpiliśmy do działania. Najpierw wypompowaliśmy ze studni wodę. Potem za pomocą siatki z grubego sznura, linki holowniczej i siły koni mechanicznych wydobyliśmy po drewnianych belkach  zalegające na schodach studziennych dwa wielkie głazy. 





Pracę dokończyliśmy w sobotę. Pierwsza kąpiel pod chmurką i pierwsza  noc w mlądzkiej szopce 😊. O czym śniłam na nowym miejscu? Nie pamiętam. Chyba o niczym. Pamiętam tylko kumkanie żab 
i pianie bażanta o świcie i...zupełną ciszę wokół. Rankiem obudziło nas słońce. Jeszcze przed poranną kawą Grzegorz zaczerpnął wody ze studni. Wyglądała całkiem nieźle.


Ale na próbowanie było jeszcze za wcześnie. Po kawie i śniadaniu z widokiem  znów wzięliśmy się do pracy. Na dnie studni, jak się okazało, znajdowały się jeszcze dwa kamienie. Zanim jednak ujrzały słońce, trzeba je było wyrwać z mułu. Znów ruszyła pompa. Potem Grześ  własnoręcznie oczyszczał dno i kolejne kilkadziesiąt wiader pofrunęły na zewnątrz. Woda dość szybko napływała. Trzeba było się spieszyć, aby zdążyć z wydobyciem szlamu. W końcu głazy, jak zęby, wyrwały się z zamulonej szczęki studni. Powtórzyliśmy piątkowy zabieg z wydobyciem ich na powierzchnię. Na dnie został tylko  muł. Znów kolejne wiadra w górę. Wydawało mi się, że za każdym razem było coraz lżej, nieczystości stawały się rzadsze. Z czasem na powierzchnię wynosiłam już tylko zabrudzoną wodę - bez kamieni, korzeni i innych nieczystości. W końcu dało się zobaczyć dno utwardzone zbitym, ciemnym żwirem. Jeszcze tylko mycie kamiennych ścian i spora dawka chloru powędrowała do wody. Studnię zabezpieczyliśmy. Na sukces jest jeszcze za wcześnie. To nie koniec robót studziennych. Możemy mieć tylko nadzieję, że się uda. Czekamy. Tym razem dłużej. Dwa tygodnie. Grzegorz sprawdza prace egzaminacyjne. Ale czy on to wytrzyma? 😀



Słoneczny poranek po pierwszej (mojej) nocce na działce


Długi czerwcowy weekend ludzie przyjemnie spędzali nad morzem i słali "słitfocie" z falami parawanów w tle. My odsyłaliśmy im swoje selfie, na których nie widać ubłoconych kaloszy, brudnych rąk i zamulenia.













Takiej zimy się nie spodziewaliśmy

Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce,...