Piątek i sobotę po Bożym Ciele spędziliśmy w Mlądzu.
Najważniejszym zadaniem w tych dniach było całkowite doczyszczenie studni. Po pracach budowlanych i odwiedzinach gości (to z myślą o nich chłodziliśmy piwo w Mrożynce), pomimo późnej pory, przystąpiliśmy do działania. Najpierw wypompowaliśmy ze studni wodę. Potem za pomocą siatki z grubego sznura, linki holowniczej i siły koni mechanicznych wydobyliśmy po drewnianych belkach zalegające na schodach studziennych dwa wielkie głazy.
Pracę dokończyliśmy w sobotę. Pierwsza kąpiel pod chmurką i pierwsza noc w mlądzkiej szopce 😊. O czym śniłam na nowym miejscu? Nie pamiętam. Chyba o niczym. Pamiętam tylko kumkanie żab
i pianie bażanta o świcie i...zupełną ciszę wokół. Rankiem obudziło nas słońce. Jeszcze przed poranną kawą Grzegorz zaczerpnął wody ze studni. Wyglądała całkiem nieźle.
Ale na próbowanie było jeszcze za wcześnie. Po kawie i śniadaniu z widokiem znów wzięliśmy się do pracy. Na dnie studni, jak się okazało, znajdowały się jeszcze dwa kamienie. Zanim jednak ujrzały słońce, trzeba je było wyrwać z mułu. Znów ruszyła pompa. Potem Grześ własnoręcznie oczyszczał dno i kolejne kilkadziesiąt wiader pofrunęły na zewnątrz. Woda dość szybko napływała. Trzeba było się spieszyć, aby zdążyć z wydobyciem szlamu. W końcu głazy, jak zęby, wyrwały się z zamulonej szczęki studni. Powtórzyliśmy piątkowy zabieg z wydobyciem ich na powierzchnię. Na dnie został tylko muł. Znów kolejne wiadra w górę. Wydawało mi się, że za każdym razem było coraz lżej, nieczystości stawały się rzadsze. Z czasem na powierzchnię wynosiłam już tylko zabrudzoną wodę - bez kamieni, korzeni i innych nieczystości. W końcu dało się zobaczyć dno utwardzone zbitym, ciemnym żwirem. Jeszcze tylko mycie kamiennych ścian i spora dawka chloru powędrowała do wody. Studnię zabezpieczyliśmy. Na sukces jest jeszcze za wcześnie. To nie koniec robót studziennych. Możemy mieć tylko nadzieję, że się uda. Czekamy. Tym razem dłużej. Dwa tygodnie. Grzegorz sprawdza prace egzaminacyjne. Ale czy on to wytrzyma? 😀
Słoneczny poranek po pierwszej (mojej) nocce na działce
Długi czerwcowy weekend ludzie przyjemnie spędzali nad morzem i słali "słitfocie" z falami parawanów w tle. My odsyłaliśmy im swoje selfie, na których nie widać ubłoconych kaloszy, brudnych rąk i zamulenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz