Wystarczyło tylko wymierzyć, zamontować i zamknąć. Ale liczyliśmy się z tym, że robota z okiennicami może się przedłużyć. Zamówiliśmy nocleg w "Puchatku". Sezon kąpieli pod biwakowym prysznicem i spanie w drewnianej, przewiewnej szopce z pobudką bażanciego piania o świcie już dawno się skończył. A w leśniczówce ciepło, sucho, syto i pysznie na śniadanie. Przyjechaliśmy z Pierworodnym w piątek. Nie mieliśmy długiego weekendu, więc dotarliśmy grubo po trzynastej. Z okiennicami zeszło do zmroku, a że dzień krótki, trzeba było zorganizować sobie wieczór.
Padło na Świeradów. W planie była pizza w Gondoli, choć wiedzieliśmy, że bez rezerwacji będzie ciężko. Kolejki dużej nie było, ale oczekiwanie na wolny stolik do przyjemności nie należało ani dla nas, ani dla konsumujących szczęściarzy. W poszukiwaniu następnego lokum trafiliśmy do Pizzerii Izerskiej. Głód dawał się we znaki. Ucieszyliśmy się z wolnego stolika w ogrzewanym ogródku. Jednak miejsca nie zagrzaliśmy. Czas oczekiwania na pizzę to półtorej godziny w porywach do wczesnych godzin porannych dnia następnego. Przed nami ktoś złożył spore zamówienie. Szkoda. Zapachy wzmogły apetyt. Ruszyliśmy z mapą w komórce dalej. Udało się. Nie musieliśmy nawet polować na stolik. Pizzę zjedliśmy w Margericie, a potem ruszyliśmy na wieczorny spacer po pięknie udekorowanym świeradowskim deptaku.
Przy żabie zdjęcie zrobić wypadało.
Po pierwsze, że to symbol Świeradowa i obecności w miasteczku wód radonowych odkrytych dzięki niej, po drugie, że żaba była "na zdrowie"
Chyba nieopatrznie zrozumieliśmy przekaz.
Przy suchej fontannie...a jednak polano:)
Flins przystojniakiem raczej nie był.
Dziś barber zrobiłby z niego ciacho.
Bezimienne figurki przy poidełkach z wodą zdrojową też urocze.
Po spacerze wróciliśmy do leśniczówki. Dzień następny spędziliśmy na budowie. Grzesiek udoskonalał zamknięcia okiennic, ja impregnowałam ostatnie dechy, którymi chłopaki w końcowej fazie sobotnich robót domknęli ściany. W międzyczasie wpadli na kawę i szarlotkę nasi sąsiedzi z Trzebowa.
Domek zmienił wygląd. Szkoda, że czas i pieniądz nie pozwalają na ocieplenie chałupki. Ale przecież nie można mieć wszystkiego od razu. Powiedzmy: dawkujemy sobie radość, żeby nie oszaleć ze szczęścia😀
Pomału, ale do przodu. Chatynka coraz ładniejsza. Tak trzymać.��
OdpowiedzUsuńJestem dumna ze swojego męża. To jego zasługa. Bardzo go cieszą takie komentarze. Dzięki.
UsuńEleganckie okiennice.
OdpowiedzUsuńA w kwestii ocieplenia -piecyk, koza, kominek? Będzie kiedyś? Bo komina jako takiego nie udało mi się na razie zauważyć nad dachem. Może nieruchomość ma uraz po-pożarowy i czekacie aż jej trauma przejdzie?
😂 Sąsiad Janek też się zaniepokoił. Komin zewnętrzny będzie i koza też. Gdyby to ode mnie zależało, to kominek stanąłby jako pierwszy, jeszcze przed ścianami. Ale ponoś tak się nie da.🤔 Tak mówi mój mąż.
Usuń