15 lipca 2023

Frydlanckie Cimburi.

Dzień piąty i przedostatni naszego urlopowego pobytu w chatce znów przeznaczyliśmy na czeskie Izery, a dokładnie Frydlanckie Cimburi. Zupełnie niespodziewanie dane nam było przeżyć coś niesamowitego. Dla mnie widok z tych skał jest najpiękniejszym widokiem w Izerach. Przyznaję, nie było łatwo. Ale po kolei.

      


Samochód zostawiliśmy na początku Białego Potoku, tuż za mostem, w pobliżu zielonego szlaku prowadzącego najpierw na Hajni Kostel i dalej do wodospadu. Na początku zabudowania wsi, potem stary trakt wśród łąk i pachnących lip i w końcu zacieniony buczyną i smrekiem dość długi, bardzo malowniczy i rześki szlak w górę Czarnego Potoku. Było na co popatrzeć. 

    


    




Skalny parów zachwycał różnorodnością kształtów olbrzymich głazów. Niektóre z nich sprawiały wrażenie, jakby za chwilę miały runąć. Co jakiś czas głośniejszy szum strumienia dawał znać o kaskadach i wodospadach. Najpiękniejszy znajdował się poniżej wejścia na żółty szlak. To Wodospad Czarnego Potoku. Zanim do niego dotarliśmy ścieżka w bok doprowadziła nas do punktu widokowego ( wyhledka) Hajni Kostel. Pojawiła się drabina i żelazne poręcze, ale nie panikowałam jak na Oresniku.W końcu odsłonił się widok na zachodnią część Hejnic i Bily Potok.

    








Cimburi były w zasięgu ręki, a więc pomyśleliśmy, że do celu już niedaleko. Niestety. Znów trzeba było tą samą drogą  wrócić na zielony szlak i piąć się w górę obchodząc Cimbury niemal dookoła. Najtrudniejsze było przed nami. Żółty szlak odbił w lewo. Zaczęła się przeprawa. Ostro w górę prowadziła "ścieżka" utwardzona tym, co natura miała pod ręką- głazami, na które bez kijków trudno byłoby się wspiąć, skalnymi schodkami, wystającymi z ziemi korzeniami buków. Gdzieniegdzie widać było ingerencję człowieka. Drewniane belki i żelazne podpory zabezpieczały ścieżkę przed osuwiskami. I tak przez około 500 metrów. 



Potem las zrobił się rzadszy, a droga w końcu się wypłaszczyła. Na szczycie przywitały nas kamienne potwory i Czeszki spierające się ilość zrobionych kroków i spalonych kalorii. To jednak nie był koniec. Żółty szlak wił się wśród skał i wysokich jagodzin.






Przed sobą widzieliśmy jeszcze wyższe  wypiętrzenie, na szczycie którego stał drewniany krzyż. Wąską ścieżką prawie dotarliśmy do celu. Już przed stalowymi schodami widok był powalający. Hejnice, Smrek, Stóg Izerski,potem Jizera- to miejsca, które rozpoznaliśmy  stojąc na wierzchołku. Panorama przepiękna. Spędziliśmy tu prawie pół godziny, czekając na ciszę zakłócaną przez głośną wycieczkę. Zapomniałam o zmęczeniu i bolących nogach. Trudno było oderwać się od widoku. Niestety, trzeba było wracać. Tą samą stromą ścieżką zeszliśmy żółtym szlakiem w dół. A potem jeszcze następne 100 metrów do wodospadu, który był ostatnim celem wędrówki.




 W drodze powrotnej do wsi nie zatrzymywaliśmy się, choć zmiana perspektywy zaskakiwała nowymi detalami. W sumie  12 kilometrów. Niedużo, ale przewyższenia spore. Przy schodzeniu kolana dawały o sobie znać. Jest jeszcze jedno wejście od Smedavy, być może łatwiejsze. Ale czy tak malownicze? Nie wiem. Kiedyś spróbujemy na pewno. Wycieczka bardzo udana. Frydlanckie Cimburi to mój top numer 1 w Górach Izerskich po czeskiej stronie.

 Ciekawe, czy Wojtkowi trasa się spodoba?😉 

                                💚



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Takiej zimy się nie spodziewaliśmy

Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce,...