Od dwóch miesięcy go nie ma.
w Mlądzu.
Przybiegał od Sąsiada z merdającym ogonem drogą bądź przeprawiał się przez Mrożynkę, kiedy tylko się pojawiliśmy. Witaliśmy go czochraniem, czasami smakołykiem. A potem kładł się w pobliżu, zasypiał z czujnością stróża łypiąc od czasu do czasu okiem, sprawdzając, czy wszystko "okej" u nas i u swoich za potokiem. Stróżował, ale miał też coś z psa pasterskiego. Kiedy przyjeżdżaliśmy ze swoimi sukami towarzyszył im w spacerach obiegając je co jakiś czas dookoła, aby mu się nie rozbiegły. Na dłuższe spacery wyruszaliśmy wykorzystując chwile jego nieobecności, ale nie zawsze to się nam udawało. Dołączał do nas niespodziewanie w trakcie i prowadził.
Radosny, wolny, lubiący dzieci, ufny Maks od dwóch miesięcy nie pojawił się w domu. Od Sąsiadki wiemy, że był psem "wędrownym" i zew natury zwabiał go na obce tereny czasem na kilka dni. Nigdy jednak na tak długo... Maks przepadł.
Szkoda... Jakoś tak pusto bez niego...
Zostanie pamięć " O psie, który chodził swoimi ścieżkami".
💚♥️
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz