Spuściłam męża ze smyczy.🤪 Tak na kilka dni. Pojechał do Mlądza w poniedziałek wieczorem, bo coś przerwało sygnał z kamery i podłogówki. Zwarcie? Pęknięta od mrozu rura? Na pewno nie brak prądu, bo u sąsiadki był. Ja, po naprawieniu ewentualnej awarii, miałam dojechać ze zwierzakami dziś. Na szczęście likwidacja awarii polegała na zresetowaniu ,,rutera" , a ja nie dojechałam. Celowo. Pomyślałam: "Niech chłopina odpocznie po swojemu". Odpoczął, a jakże...Kiedy rano zapytałam, dokąd się wybiera, nie miał planu.
- A... Gdzieś przed siebie...- napisał.
Spakował termos z herbatą do plecaka, kanapki i ruszył, a po drodze słał zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz