Na Zamku Frydlant (wstyd się przyznać) byliśmy po raz pierwszy. To raptem pół godziny drogi z domku. Jeśli więc po wycieczkach pieszych bolą nogi, można przeznaczyć dzień na zwiedzanie zabytku. Warto. W moim odczuciu to jeden z najbardziej przytulnych zamków, w jakich byłam. Na zwiedzanie z przewodnikiem całego kompleksu można przeznaczyć dwie godziny. My ograniczyliśmy się do godziny i zakupiliśmy bilety na zwiedzanie komnat pałacowych, czyli siedziby ostatnich członków rodu Gallasów, którzy panowali ponad 300 lat, aż do roku 1945.
O położeniu i ciekawej historii można poczytać w internecie. Ja potraktowałam zwiedzanie jak żywą lekcję historii i podzielę się swoimi wrażeniami. Ze względu na to, że zamek miał to szczęście i nigdy nie był niszczony czy rabowany, ekspozycje muzealne są oryginalne (!) Zachowały się wszystkie elementy konstrukcyjne pałacu, wyposażenie, inkrustowane meble, sprzęty, kurdybany, a nawet najdrobniejsze przedmioty użytkowe czy dekoracyjne, poza tym dokumenty, książki, zapiski, listy. Przebywając w pomieszczeniach miałam wrażenie obecności mieszkańców, którzy tylko na chwilę opuścili komnatę pozostawiając niedopitą herbatę, trunek w kieliszku, odłożoną książkę na szezlongu, niedokończoną partyjkę szachów. Na sekretarzykach świeciły się stare lampki. Na stołach znajdowały się świeże, pachnące róże i polne kwiaty, które uwielbiała Klotylda- ostatnia bezdzietna potomkini rodu Gallas. Ona też przeszło sto lat temu zakupiła między innymi dwa wełniane dywany. Są do dziś. Szczególną uwagę przykuła obszerna kuchnia z siedmioma piecami, z których każdy służył do czegoś innego- od gotowania, pieczenia różności, po odgrzewanie potraw. Porcelanowe zdobione naczynia rodem z Holandii i Anglii, miedziane garnki i pokrywki, pojemniczki na przyprawy wszystko bardzo gustowne i szlachetne. Uwagę przykuły też okienne dekoracje i oranżerie. Przewodniczka kilka razy podkreślała, że pałac był urządzany w czasie, gdy Gallasowie byli jeszcze bogaci. Skoro zamek w stanie nienaruszonym po wojnie przejęło państwo czeskie, znajdują się w nim same "perełki". Trzeba to zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz