12 września 2025

To już pięć lat.

 25 września minie pięć lat od zakupu działki w Mlądzu. Przeglądam bloga od początku i podziwiam Grześka za  determinację. Najpierw uparł się, że pomimo braku funduszy chce mieć to miejsce. Potem znów uparł się, że domek wybuduje sam, bo przecież nie ma pieniędzy na fachowców. I tak tydzień w tydzień, weekend w weekend jeździliśmy do Mlądza. Ja rzadziej. Grzesiek nawet z covidem🫣nie potrafił odmówić sobie wyjazdu na działkę. Najpierw przez kilka jesienno-zimowym miesięcy przygotowywaliśmy teren  dzielnie walcząc z rdestowcem japońskim. Potem z pomocą chłopaków z Giebułtowa likwidowaliśmy ruiny tworząc gruzowisko jako nasyp pod domek.







 Zimą gromadziliśmy i składaliśmy dokumenty do urzędów.  Przeszkód nie było- działka jest budowlana i z nadanym numerem. Należało tylko zachować ruralistyczny charakter wsi.  Grzesiek projektował dom posiłkując się fachową wiedzą z internetu. W domu w Trzebowie budował drewniany wychodek i elementy do komórki, które wiosną wywiózł nam sąsiad Mateusz do Mlądza. I się zaczęło...











15 miesięcy spędziliśmy przy budowie domku. Litry wylanego potu, bolący kręgosłup od przeciążeń, nadwyrężone stawy palców, zdarte paznokcie, spieczone słońcem plecy to tylko niektóre efekty uboczne tworzenia domku z ponad trzydziestoletnich marzeń. Miło wspomina się dziś spanie w szopie podczas burzy, pranie w Mrożynce, zakupy z obwoźnego sklepu, bo na wyjazd do miasta nie było czasu, kuchnię polową w starym namiocie, pierwsze krzesła do "Jadłodajni pod chmurką" podarowane przez kolegę Adama.Mimo wszelkich niedogodności cudowny był to czas. Na szczęście w trudniejszych pracach zawsze mogliśmy liczyć na naszych dorosłych synów i ich kolegów, dla których przyjazd do Mlądza był dobrą zabawą.
Z perspektywy czasu to był ostatni dobry moment na takie przedsięwzięcie. Nie żałujemy niczego. 

Na etapie budowy domek miał być dla nas. Z chwilą wykańczania pomyśleliśmy, że można by dzielić się nim z kimś, bo przecież tak naprawdę naszym domem jest ten w Trzebowie- blisko pracy, dzieci, mojej mamy i Grzesia taty. Tu w Mlądzu mieliśmy bywać, a jeśli tak, to szkoda, żeby stał niezamieszkany. I to była dobra decyzja. Gościmy turystów na jakich nam zależy. Przyjeżdżają po spokój i obcowanie z naturą. Zachwycają się widokami, zwierzętami podchodzącymi pod domek, pasącym się koniem sąsiada.Polują z aparatem na czarnego bociana i pluszcza, rano w piżamie piją kawę w altanie, wieczorem palą ognisko. Doceniają, że oprócz domku mają dwadzieścia arów nieskrępowanej wolności pośród łąk Izerskiego Pogórza. Takie miejsce rzadko się zdarza. A najważniejsze, że do nas wracają🤗. No i czytają naszego bloga. 
Przyznam, że sama mam frajdę, gdy przeglądam i czytam stare posty!
A my pomieszkujemy w chatce w przerwach między Gośćmi. 


                             💚


Niedziela w Mlądzu

Raptem kilka popołudniowych niedzielnych godzin spędzonych w Mlądzu w oczekiwaniu na gości, a zadziało się sporo. 

Najpierw kawa-  taka prawdziwa, gęsta, po turecku zwana, z pianką. Potem obchód dla sprawdzenia, co wyrosło, zakwitło, a co zmarniało z natury i przez zaniedbanie. 


Ogólnie nie jest źle. Wszystko rośnie. Niektóre nasadzenia trzeba będzie jednak jesienią przyciąć. Na przykład dwie wierzby  posadzone dla cienia przy skalnym tarasie, irgę, która rozpanoszyła się na kamieniach tłumiąc między innymi lawendę, trzmielinę, która przesłania wiosenne skalne roślinki. Płożąca tuja już została usunięta z narożników nasypu. Gdyby ją zostawić, pewnie za trzy lata wlazłaby do domu. Nie mam głowy do ogrodowego zagospodarowywania terenu. Jak mi się coś spodoba, sadzę bez wyobraźni. Potem przycinam, wycinam, wykopuję, przesadzam, bo okazuje się, że rośliny jednak rosną🫣. Niektóre w sprzyjających warunkach bardzo szybko.


Działka potrzebuje pracy. Może w październiku będzie więcej czasu?
Na planowaniu zastał nas wieczór. Goście mieli być o 20, więc był czas, aby udać się pod carską lipę, stamtąd pożegnać niedzielne słońce






i powitać krwawo zaćmiony księżyc.



Naczekaliśmy się na niego. Spodziewaliśmy się, że wyjdzie  nad horyzontem. Tymczasem, kiedy wyszedł zza chmur, był  dość wysoko. Odsłanianie trwało około półtorej godziny. Kiedy zeszliśmy z górki, był już prawie w pełni. Niestety, nie posiadam wypasionego aparatu, więc zdjęcia są takie sobie. Ale ważne uczestnictwo w wydarzeniu🤗 Następne całkowite zaćmienie w 2028. Późno przyjęliśmy gości i jeszcze później wróciliśmy do Trzebowa. Ale to nic. Przecież już nie musimy się spieszyć.🙂











To już pięć lat.

 25 września minie pięć lat od zakupu działki w Mlądzu. Przeglądam bloga od początku i podziwiam Grześka za  determinację. Najpierw uparł si...