12 września 2025

Niedziela w Mlądzu

Raptem kilka popołudniowych niedzielnych godzin spędzonych w Mlądzu w oczekiwaniu na gości, a zadziało się sporo. 

Najpierw kawa-  taka prawdziwa, gęsta, po turecku zwana, z pianką. Potem obchód dla sprawdzenia, co wyrosło, zakwitło, a co zmarniało z natury i przez zaniedbanie. 


Ogólnie nie jest źle. Wszystko rośnie. Niektóre nasadzenia trzeba będzie jednak jesienią przyciąć. Na przykład dwie wierzby  posadzone dla cienia przy skalnym tarasie, irgę, która rozpanoszyła się na kamieniach tłumiąc między innymi lawendę, trzmielinę, która przesłania wiosenne skalne roślinki. Płożąca tuja już została usunięta z narożników nasypu. Gdyby ją zostawić, pewnie za trzy lata wlazłaby do domu. Nie mam głowy do ogrodowego zagospodarowywania terenu. Jak mi się coś spodoba, sadzę bez wyobraźni. Potem przycinam, wycinam, wykopuję, przesadzam, bo okazuje się, że rośliny jednak rosną🫣. Niektóre w sprzyjających warunkach bardzo szybko.


Działka potrzebuje pracy. Może w październiku będzie więcej czasu?
Na planowaniu zastał nas wieczór. Goście mieli być o 20, więc był czas, aby udać się pod carską lipę, stamtąd pożegnać niedzielne słońce






i powitać krwawo zaćmiony księżyc.



Naczekaliśmy się na niego. Spodziewaliśmy się, że wyjdzie  nad horyzontem. Tymczasem, kiedy wyszedł zza chmur, był  dość wysoko. Odsłanianie trwało około półtorej godziny. Kiedy zeszliśmy z górki, był już prawie w pełni. Niestety, nie posiadam wypasionego aparatu, więc zdjęcia są takie sobie. Ale ważne uczestnictwo w wydarzeniu🤗 Następne całkowite zaćmienie w 2028. Późno przyjęliśmy gości i jeszcze później wróciliśmy do Trzebowa. Ale to nic. Przecież już nie musimy się spieszyć.🙂











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kamienica, Rysianki i mlądzkie anioły

To nasz ostatni dzień długiego pobytu w domku. Jutro wyjeżdżamy w sosnowe lasy i poligony, ale póki co jeszcze w jesiennej aktywności.   Kam...