25 września minie pięć lat od zakupu działki w Mlądzu. Przeglądam bloga od początku i podziwiam Grześka za determinację. Najpierw uparł się, że pomimo braku funduszy chce mieć to miejsce. Potem znów uparł się, że domek wybuduje sam, bo przecież nie ma pieniędzy na fachowców. I tak tydzień w tydzień, weekend w weekend jeździliśmy do Mlądza. Ja rzadziej. Grzesiek nawet z covidem🫣nie potrafił odmówić sobie wyjazdu na działkę. Najpierw przez kilka jesienno-zimowym miesięcy przygotowywaliśmy teren dzielnie walcząc z rdestowcem japońskim. Potem z pomocą chłopaków z Giebułtowa likwidowaliśmy ruiny tworząc gruzowisko jako nasyp pod domek.




Zimą gromadziliśmy i składaliśmy dokumenty do urzędów. Przeszkód nie było- działka jest budowlana i z nadanym numerem. Należało tylko zachować ruralistyczny charakter wsi. Grzesiek projektował dom posiłkując się fachową wiedzą z internetu. W domu w Trzebowie budował drewniany wychodek i elementy do komórki, które wiosną wywiózł nam sąsiad Mateusz do Mlądza. I się zaczęło...








15 miesięcy spędziliśmy przy budowie domku. Litry wylanego potu, bolący kręgosłup od przeciążeń, nadwyrężone stawy palców, zdarte paznokcie, spieczone słońcem plecy to tylko niektóre efekty uboczne tworzenia domku z ponad trzydziestoletnich marzeń. Miło wspomina się dziś spanie w szopie podczas burzy, pranie w Mrożynce, zakupy z obwoźnego sklepu, bo na wyjazd do miasta nie było czasu, kuchnię polową w starym namiocie, pierwsze krzesła do "Jadłodajni pod chmurką" podarowane przez kolegę Adama.Mimo wszelkich niedogodności cudowny był to czas. Na szczęście w trudniejszych pracach zawsze mogliśmy liczyć na naszych dorosłych synów i ich kolegów, dla których przyjazd do Mlądza był dobrą zabawą.
Z perspektywy czasu to był ostatni dobry moment na takie przedsięwzięcie. Nie żałujemy niczego.
Na etapie budowy domek miał być dla nas. Z chwilą wykańczania pomyśleliśmy, że można by dzielić się nim z kimś, bo przecież tak naprawdę naszym domem jest ten w Trzebowie- blisko pracy, dzieci, mojej mamy i Grzesia taty. Tu w Mlądzu mieliśmy bywać, a jeśli tak, to szkoda, żeby stał niezamieszkany. I to była dobra decyzja. Gościmy turystów na jakich nam zależy. Przyjeżdżają po spokój i obcowanie z naturą. Zachwycają się widokami, zwierzętami podchodzącymi pod domek, pasącym się koniem sąsiada.Polują z aparatem na czarnego bociana i pluszcza, rano w piżamie piją kawę w altanie, wieczorem palą ognisko. Doceniają, że oprócz domku mają dwadzieścia arów nieskrępowanej wolności pośród łąk Izerskiego Pogórza. Takie miejsce rzadko się zdarza. A najważniejsze, że do nas wracają🤗. No i czytają naszego bloga.
Przyznam, że sama mam frajdę, gdy przeglądam i czytam stare posty!
A my pomieszkujemy w chatce w przerwach między Gośćmi.
💚
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz