12 grudnia 2025

Zdążyć przed pierwszym błyskiem

 Jeśli komuś czegoś  zazdroszczę, to zwariowanych (wydawałoby się) pomysłów. Naśladując Izerskiego Włóczykija czy też artystę Rafała postanowiliśmy zobaczyć  wschód słońca w Karkonoszach i uwiecznić go na zdjęciach. Wstaliśmy w środku nocy i pognaliśmy 30 kilometrów do Szklarskiej, a potem ze śniadaniem w plecaku i gorącą herbatą wleźliśmy na Wysoki Kamień. Wleźliśmy- to jednak mało powiedziane. Myśmy początkowo pędzili, żeby zdążyć przed pierwszym błyskiem, bo wtedy efekty najlepsze. W pewnym momencie, po kilometrze chyba, Grzesiek odwrócił się do mnie z pytaniem:

- Nie rozumiem, co mówisz, bo sapiesz. Co? Nie dajesz rady? Strasznie jesteś zdyszana.

Ale to nie ja dyszałam ciężko. To świt mnie doganiał. Gnał przez Szklarską Porębę jak szalony zostawiając w miasteczku coraz jaśniejszą poświatę. Czułam jego oddech za sobą. A przecież trzeba było na Wysokim Kamieniu być przed nim. Inaczej nici z wyprawy. 

Nie wiadomo kiedy dotarliśmy do celu. Wyobrażaliśmy sobie tłumy karkonoskich paparazzich  z porozstawianym sprzętem. A tu ...cisza. Kurka, prawie cisza. Na skalnym wypustku przed wieżyczką schroniska kłóciła się para."Że też im się chciało wleźć na górę, by w tak pięknych okolicznościach przyrody przed wschodem słońca drzeć koty?" ( Z całym szacunkiem do kotów). Zdziwił się mój mąż.

" Ktoś tu kogoś przyciągnął na siłę"- pomyślałam. A przecież w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz. Trzeba mieć pecha, żeby trafić  na takie kuriozum. Na szczęście młodzi się w porę opamiętali i o wschodzie na Wysokim Kamieniu zostaliśmy sami.

 Piękne było to widowisko. Zdjęcia porobione telefonem na pamiątkę są, ale bardzo daleko im do tych artysty Rafała czy Izerskiego Włóczykija. Nie po to jednak  przyszliśmy. Udowodniliśmy sobie, że zwariowane pomysły są w zasięgu naszych możliwości. 







Ale to nie był koniec wyprawy. Po zjedzonym śniadaniu na ławce pod schroniskiem ruszyliśmy do nieczynnej Kopalni Stanisław. Uwielbiam to miejsce. Kwarc dobrze na mnie działa. I choć na Starych Żarnach białego kwarcu sporo, bo to między innymi  budulec wcześniejszego domu na tej działce, to nie mogłam zrezygnować z kilku odłamków napotkanych na terenie kopalni.









Do Szklarskiej Poręby Górnej wróciliśmy drogą rowerową czyli zielonym szlakiem.

Pogoda dziś była zdumiewająca. Nie dość, że grudzień i ciepło,to zupełnie bezwietrznie nawet wysoko ponad Kopalnią Stanisław. 

                                    💚💚💚







11 grudnia 2025

Z kotem coraz lepiej

 


W półtoragodzinnej podróży z domu do Mlądza miauczy z przerwami. Zdarza się, że i dwie minuty spokoju od kociego płaczu. Wtedy i radia da się posłuchać. A po przyjeździe robi wielkie oczy z ekscytacji. Obchodzi kąty. Sprawdza posesję, siada na parapetach i ogląda zachody słońca. 

Z takiego kota to i pożytek jest. Zakamarków, ciasnych poddaszy sporo. Pająki mają raj, jak nas nie ma. A kot,wiadomo, wszędzie wlezie. W pajęczyny też. Zawsze to mniej ogarniania przed świętami.

A tak serio, to cieszymy się, że możemy z nią podróżować do Mlądza. Przyjechaliśmy wczoraj na tydzień i zaczynamy się szwendać. Wczoraj pobliskie pagórki,



dziś spod Galerii Kozia Szyja poszliśmy na Bobrowe Skały świeżo po remoncie. Lubimy tę trasę. Widok z niej piękny na pasmo Karkonoszy. Dziś częściowo przesłonięte były chmurami.   Spacerek w te i z powrotem zajął 3 godziny i wyciągnął 12000 kroków. Kawką i makowcem po powrocie udało się nadrobić utracone kalorie😉😀. To się nazywa zbilansowana dieta. Ile spalasz, tyle nadrabiasz😄. A wałki jak były, tak są. 







                                      💚💚💚



 
Kot miał rację. Zachód wyjątkowy. Było na co popatrzeć.
Pozdrawiamy kociary i kociarzy! 



09 listopada 2025

"Czarownica z Gór Olbrzymich"

Jeśli kochasz  góry za ich dzikość i  tajemniczość to Grzbiet Kamienicki, na który patrzysz z domku na Starych Żarnach, jest dla Ciebie. Dla Ciebie jest także wyjątkowa opowieść naszej Sąsiadki z wciśniętego w ten Grzbiet Gierczyna - debiutującej pisarki, blogerki, zielarki - Anny Kruczkowskiej.

Akcja opowieści dzieje się właśnie tu, w Gierczynie, a właściwie powyżej wsi, w przysiółku Fersztl. Z główną bohaterką - czarownicą Ulfą - kobietą o nadzwyczajnej wiedzy zielarskiej i intuicji wędrujemy do najciekawszych zakamarków Kamienickiego Grzbietu. Jesteśmy w Ciemnym Wądole, na Tytoniowej Ścieżce, przy tajemniczym Źródle Wolfganga (!Wolframowe Źródło), na ruinach Pogańskiej Kaplicy. Ulfa zaprowadza czytelnika na najwyższy szczyt grzbietu - Kamienicę i do Górzyńca na krokusy. Z nią docieramy też do kopalnianego wyrobiska w masywie Izerskich Garbów. Każda wyprawa ma konkretny cel. Wędrówka za każdym razem jest bardzo zmysłowa. Towarzyszą jej opisy przyrody, zjawisk pogody, zapachy ziół, grzybów i innych roślin o właściwościach zdrowotnych. Po drodze wkraczamy też w świat fantastyki, w którym najważniejszą postacią wydaje się być młodszy brat Karkonosza - Blizbor, którego imię pochodzi od szczytu  górującego nad Gierczynem. W tę przepiękną, ale i surową czasami scenerię wpleciona jest ciekawa fabuła z wymownym zakończeniem.


Jeśli wybierasz się w te strony, książka Ani Kruczkowskiej wprowadzi Cię w klimat tego wyjątkowego miejsca. Tutaj dla wnikliwego obserwatora i pasjonata górskich wędrówek  zacierają się granice pomiędzy rzeczywistością a fantastyką, materią a duchem, przeszłością a teraźniejszością, jawą i snem. Takie są Góry Olbrzymie a w szczególności Kamienicki Grzbiet, który od ponad pięciu lat jest również moim drugim domem.

 Ja przeczytałam książkę jednym tchem, czego i Tobie życzę.

                               💚💚💚

22 października 2025

Kamienica, Rysianki i mlądzkie anioły

To nasz ostatni dzień długiego pobytu w domku. Jutro wyjeżdżamy w sosnowe lasy i poligony, ale póki co jeszcze w jesiennej aktywności.   Kamienicę i Rysianki, to, co najbliższe, najdziksze zostawiliśmy na koniec. Wędrówkę rozpoczęliśmy z parkingu nad potokiem w Przecznicy, potem   przez ruiny  Radoszkowa. Tam przyszedł czas na reflejsję nad przemijaniem.






W tym domu kiedyś tętniło życie. O tej porze ktoś palił w piecu, pił gorącą herbatę z wody przyniesionej ze studni. Pielęgnował obejście, karmił zwierzęta, w ogródku sadził cebulki żonkili i krokusów, które wiosną,jak co roku, dadzą o sobie znać. 

Lubię stare ruiny. Są jak pomniki. 


Droga na Kamienicę trochę się dłużyła. Zaczęło kropić. Ale kolory wybarwionych klonów i buków zagrzewały do wędrówki. 




Na skrzyżowaniu dróg odpoczęliśmy chwilę popijając herbatę. Stąd niedaleko do szczytu królowej grzbietu. Kiedyś wchodzilismy na nią wąską dróżką skrytą wśród jagodników, teraz droga jest rozorana koleinami harwesterów tnących świerki na  zboczu góry. 😰 Na szczycie akurat nastąpiło apogeum opadów. Pogórze Izerskie zasnuło się chmurami, z drugiej strony na Karkonosze i Wysoki Grzbiet widok podobny, ale w tym cały urok wędrowania po górach. Za każdym razem widoki inne.




Z Kamienicy nie wróciliśmy tą samą drogą. Grzesiek, jak zwykle po bezdrożach  poprowadził mnie dalej. Nie można przecież być na Kamienicy nie zaglądając na Rysianki (skałki na południowym zboczu Grzbietu Kamienickiego)







Powyżej widać fragment ułożonej przed laty drogi,  która opasała gołoborze. Tędy wiodła widokowa ścieżka na skałki. Dziś to miejsce jest zupełnie zapomniane turystycznie. I niech tak pozostanie.

 Do Przecznicy wracaliśmy asfaltową drogą.


 To nie jest nasz ulubiony szlak, ale wystarczyło się rozejrzeć, a trafiało się na perełki:




To ostatnia wyprawa tej jesieni. Pora na Gości. Niech też się cieszą z pobytu w Górach Izerskich i mieszkaniu w domku z duszą na Starych Żarnach. Gdy zapada zmrok przy rozpalonej kozie dzieją się tu dziwne rzeczy😇😇😇. Powstają mlądzkie anioły😉🤗.


         













💚
PS. Był taki czas, kiedy ludzie rzucali wszystko i wyjeżdżali w Bieszczady. U nas jest podobnie. Uciekamy do miejsca u podnóża pięknego  Kamienickiego Grzbietu w Górach Izerskich. To "nasze Bieszczady". Czas tu zupełnie inaczej płynie.
                                     🍁

Wojtek- nasz wierny czytelnik i właściciel Hugo i Bossa pewnie pomyśli🤔: 
" Ciekawe, co zrobili z kotem, skoro przyjechali na tak długo?". Odpowiadam:
- Wojtku, kot jest z nami. Więziliśmy go w domku  dwa dni. Płakała, bo przecież przekąsek na łące mnóstwo, a ona bardzo polująca. Wypuściliśmy ją, myśląc, że  na zatracenie. Po dwóch godzinach zamiauczała pod drzwiami tarasu. Wróciła cała, zdrowa, szczęśliwa i ... syta. Wychodzi i wraca.Powiedzenie, że kot przywiązuje się do miejsca a nie do właściciela, wkładamy między bajki. Ale podróż bardzo przeżywa mimo poleconego przez Was specyfiku uspokajającego." Pozdrawiamy! 🙂


Wpis i zdjęcia " Aniołków Chimkiego"😉 są specjalnie dla czytającej bloga Beatki i Darka z Częstochowy. To nasi bardzo sympatyczni Goście "od aniołów i Tłoczyny". Pozdrawiamy Was i do zobaczenia latem. Skarby w ziemi ukryte czekają🤗😀🫶.

                                  🍂🍁❤️

Zdążyć przed pierwszym błyskiem

 Jeśli komuś czegoś  zazdroszczę, to zwariowanych (wydawałoby się) pomysłów. Naśladując Izerskiego Włóczykija czy też artystę Rafała postano...