Piękne jesienne słońce nad Mrożynką nie dało popracować. Tak naprawdę, to pracować miała kopara. Niestety, człowiek od koparki nie dość, że spóźnił się o jakieś trzy godziny, to kopara mu się nie zamykała. Opowiedział pół swojego życia, poprzynudzał zdjęciami, pochwalił się swoją karierą polegającą na robieniu błotka, obsmarował innych kolegów po fachu i kilku klientów. Popracował w sumie może dwie godziny. Zwalił dwa narożniki domu, zgubił gąsienicę i ... skończył robotę. Na naszej działce definitywnie. A ja w oczekiwaniu na koparę łaziłam z aparatem. Każdy ruch słońca na niebie wydobywał coś nowego - inny szczegół, inne światło, inna głębia, inny kolor. Najwięcej zdjęć z kamiennych murów i na mury. To było takie pożegnanie z ruinami. Cudne miejsce.
25 października 2020
20 października 2020
Odgrzebywanie wspomnień
Wspomnienia z wędrówek po Górach Izerskich zawsze snują się po tych samych szlakach. Świeradów Zdrój, potem wydeptanym asfaltem w górę do Czeszki, dalej Stóg Izerski, Polana Izerska, Chatka Górzystów, Orle i powrót do Świeradowa krótszym szlakiem, czyli starym traktem łączącym miasto w dole z wioskami w górze (Gros Iser i Klein Iser). Kiedy wpadaliśmy tu na rowerach, jechaliśmy do Jakuszyc. Stamtąd do Szklarskiej. Kilka razy skorzystaliśmy z pociągu Szklarska poręba Górna - Liberec i wysiadaliśmy tuż za Harrachovem w czeskim Korenovie. Sam przejazd to też nie lada atrakcja, a Czeskie Izery, choć z nielicznymi punktami widokowymi, zachwycają różnorodnością atrakcji, czyli góry, jeziorka, dolinki, skalne wypiętrzenia. Cudnie. Całkiem niedawno po raz pierwszy byliśmy w Jizerce (Klein Iser) - osadzie w sercu Gór Izerskich, która, w przeciwieństwie do Gros Iser, ocalała przed zagładą. Na każdą z tych wypraw złożyły się dziesiątki zdjęć. Niektóre jeszcze papierowe (i takie lubię najbardziej, są niezniszczalne).
Inne, i tych jest masa, wrzucone do komputera i skatalogowane.
Oprócz nich setki wspomnień, tysiące westchnień zachwytu. Ktoś może powie - "Góry jak góry. Są piękniejsze miejsca na tym świecie. Czym się zachwycać?" Piękniejsze są z pewnością, ale nie moje - te są puste (choć turystów w nich coraz więcej), tajemnicze. Wciśnięte w południowy - zachód granicy, podobnie jak Bieszczady po wcześniejszej stronie słońca, wydają się być trochę do nich podobne, a może nawet bardziej dzikie i samotne. Wystarczy tylko wybrać odpowiednią trasę. I to jest nasza bajka. Właśnie dlatego tak długo szukaliśmy miejsca dla siebie, aby być bliżej i mieć je na wyciągnięcie ręki. Nigdy nie ciągnęło nas do tłumów. A teraz jest jeszcze gorzej:)) Staliśmy się chyba bardziej naturalni, niż kulturalni. Przed nami jeszcze do przejścia zupełnie nieznany, ciągnący się od Piechowic po Świeradów cały Kamienicki Grzbiet. U jego podnóża, na razie w sferze marzeń, stawiamy nasz malutki, drewniany domek z kozą i dużym tarasem. Z tego tarasu rano w kaloszach i nocnej koszuli będzie można wyjść nad Mrożynkę, by przejrzeć się w lustrze wody, w której nie widać zmarszczek. 😊
13 października 2020
Deszcz nie deszcz, pogoda niepogoda...
Samo się nie zrobi. Może kto inny podszedłby do niepogody racjonalnie i został w domu grzejąc podstarzałe nieco kosteczki przy kominku z pilotem w ręku. Ale nie Grzesiek. Pogodę sprawdzał od tygodnia na kilku internetowych stronach. I choć w każdej prognozowano deszcz, nie wierzył. W sobotę wstał wcześnie rano, znów odpalił laptop, sprawdził prognozy, ale tym razem zajrzał na kamerki z mirskiego ratusza. Obejrzał widok na trzy strony świata. A kiedy w dali zobaczył rozległe łąki zbocza Kamienieckiego Grzbietu, już nic nie mogło go powstrzymać. Pojechał. Wziął piłę, kosę spalinową, łopatę i pognał do Mlądza. I chociaż padało, a potem mżyło, pogoda do roboty była dla niego wymarzona. 😊
Wycinał chaszcze aż do zachodu słońca. Odsłonięte mury starego domu nabrały surowszego wyglądu. Gdzieniegdzie widać było nadpalone drewniane belki, ciemne smugi dymu na cegłach i kamieniach.
Słońce akurat zachodziło za góry pozostawiając na niebie promienną smugę.
"Pan Bóg miał dobry dzień, kiedy tworzył to miejsce". Tak o Górach Izerskich powiedział Bogusław Kaczyński. Miał rację.
03 października 2020
Od czegoś trzeba zacząć
Wiem. Przesadzam. Dwa posty w jednym dniu??? Nic na to nie poradzę. Jesteśmy na kwarantannie, trzeba się czymś zająć. Grzegorz zajął się tym, co lubi najbardziej - ciesiółką. A że wiosną zamierzamy bywać nad Mrożynką, a latem spędzać tam surwiwalowe wakacje, latrynka być musi. Oto rezultat trzydniowej pracy mistrza przy asyście czeladnika Błażeja.😉 Cudo ładniejsze niż z sieciówki.
A to moja sinowłosa piękność - rusałka mlądzka - Mrożynka.😊U nas każdy ma swoje zabawki. Niektórzy piły, wkrętarki, śrubki, inni szydełka, igły, znaczniki, a jeszcze inni myszki, sztangi i joysticki.
Przydałyby się jakieś wnuczki...
Ale młyn! Czyli jak to z Mlądzem było.
W słoneczny sierpniowy dzień 2019 roku wracając ze Świeradowa, trafiliśmy do Mlądza. Nieprzypadkowo zresztą. W ogłoszeniach internetowych znaleźliśmy ofertę sprzedaży działki u podnóża Gór Izerskich. Działka duża, porośnięta starodrzewiem w sąsiedztwie trzech pozostałych. Niebrzydka, ale do "łał!" trochę jej brakowało, więc dużego wrażenia nie zrobiła. Natomiast miejscowość i owszem. Rozproszone domy położone przy kilku wąskich, asfaltowych uliczkach, które wymuszają skinienie głowy na "dzień dobry" podczas mijania. Rozległe łąki pagórków i dolin z widokiem na Pasmo Grzbietu Kamienickiego, szemrzący strumień i... cisza... Ani odgłosów poligonu, ani warczącej trzebowskiej fabryki domów, ani dudnienia samochodów, ani sklepu. Czyli totalna dziura. Super!!! To coś dla nas. Tu chcemy być. Takiego miejsca szukaliśmy. No ale skąd wziąć kawałek ziemi? W ofercie były tylko te.
"Koniec języka za przewodnika", co też nie było łatwe, bo wieś słabo zaludniona. Po pewnym czasie na podwórzu przy zaprzężonej furmance stał gospodarz, który od czasu do czasu łypał na nas okiem, spodziewając się, że będziemy pytać o drogę. Zapytaliśmy go jednak o grunty na sprzedaż. Starszy Pan ubrany w niedzielną koszulę i spodnie z wygładzonym kantem szczególnie na kolanach skinął głową w kierunku strumienia znajdującego się nieopodal.
-Tam idźcie. Za drogą na gruzach do niedawna stała tablica z numerem telefonu. Może jeszcze tam jest. Drogo chcą. Ludzi nie widać. - powiedział oszczędzając słowa.
Faktycznie, miejsce przepiękne. Zielona przestrzeń w stronę południową ograniczona widokiem na Grzbiet Kamienicki z Sępią Górą, a dalej Stóg Izerski. Po przeciwnej stronie strumień. Od wschodu i zachodu łąka. Obrazek częściowo jak ze "Stepów Akermańskich"😉. Pośrodku, w miejscu, gdzie kiedyś stał dom, rozgościła się bujna roślinność. Miejsce nas urzekło. Brodząc w gęstej trawie znaleźliśmy to, o czym mówił sąsiad zza drogi - spory kawałek podniszczonej płyty pilśniowej, a na nim staranny napis "Sprzedam" i numer telefonu. Ponieważ nie mieliśmy ze sobą komórek, zapamiętaliśmy zestaw cyferek dzieląc go na połowę i pospiesznie, aby nie zgubić tego, co w pamięci, ruszyliśmy do samochodu. Zadzwoniliśmy, ale tego dnia nie odebrał nikt. Wielkie było nasze rozgoryczenie, kiedy następnego dnia właścicielka działki oddzwoniła do nas i zaproponowała cenę. O negocjacji nie było mowy. Tak więc z bólem porzuciliśmy swoje marzenia o działce w pobliżu gór. Nie na długo. Potem, jak na huśtawce: to przeglądaliśmy oferty, to znów słuchaliśmy głosu Rozsądku :"Po co Wam to? Macie już jeden dom. Nie jesteście już młodzi. Budowa was wykończy. Życie na dwa domy nie jest łatwe. A skąd weźmiecie kasę? Przecież cały czas narzekacie na zarobki..." I takie tam farmazony... W ciągu roku przejrzeliśmy setki ofert; wykonaliśmy dziesiątki telefonów; przejechaliśmy setki kilometrów; odbyliśmy kilkanaście oględzin działek począwszy od Pogórza Izerskiego, skończywszy na Rudawach Janowickich i Górach Kaczawskich. Podpisaliśmy trzy umowy pośrednictwa z agencjami nieruchomości; a nawet zdesperowani uczestniczyliśmy w przetargu działki z zabytkiem. (A to było bardzo ciekawe. Na przetarg stawiło się czterech kupców, łącznie z nami, ale nikt nie podbił ceny i działka nie poszła😊). Młyn!
I tak minął kolejny rok. Nastał sierpień 2020. Nasza przygoda z poszukiwaniem działki zatoczyła koło. Podczas wycieczki rowerowej znów trafiliśmy do Mlądza. Znów spotkaliśmy tego samego gospodarza (albo mi się wydaje, albo był tak samo ubrany). Znów zwróciliśmy się do niego z pytaniem. Chyba się spodziewał. Uśmiechnął się. Dał nadzieję.
-Chyba nikt nie kupił. Tablicy tam już nie widać, ale kto wie? Tam za łąką - wskazał spracowaną dłonią - mieszka właścicielka. Można podjechać i zapytać - odpowiedział w ten sam sposób jak przed rokiem.
Przez moment miałam deja vu. Przypomniała mi się historia z "Dnia Świstaka". Przecież to ten sam miesiąc, pora dnia, ten sam człowiek i te same wrażenia. Serce przyspieszyło. Kroki też. Wleźliśmy na działkę z nadzieją, jak się okazało słuszną. W trawie leżała tablica. Ta sama, tylko trochę bardziej zniszczona. Dzwoniliśmy więc z miejsca. Ten sam głos. Działka dalej na sprzedaż. Pytamy o cenę. Taka sama, jak przed rokiem, ale tym razem się nie wahamy. "Chcemy ją kupić" oznajmia mój małżonek stanowczym głosem. No cóż. Wygląda mi to na przeznacznie. I chociaż po drodze do własności napotykaliśmy na kłody, daliśmy radę. Trzeba było czasami schylić głowę bądź wyżej podnieść nogi w kolanach, ale się udało. Cel osiągnięty. Nasze marzenia powoli się spełniają. Nie posłuchaliśmy głosu rozsądku, tylko tego, co podpowiadała intuicja "Róbta, co chceta. Życie jest za krótkie, żeby odkładać marzenia na potem".
- Mamo, po co to piszesz?
- Bo lubię.
- Nikt tego nie przeczyta.
- Jak to nie? A tata? To dla niego.
😊💗👍
Takiej zimy się nie spodziewaliśmy
Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce,...
-
Kolorowe szmatki, tasiemki, sznurki,wstążki, worek guzików- to skarby, które wykładałam z pudełka po butach na kuchenny stół. Miałam trzy ...
-
Do wyjazdu przygotowywaliśmy się cały tydzień. Dwa dni zajęło malowanie starych, szkolnych krzeseł, które w tamtym roku podarował nam Adam ...
-
Dziś kończy się nasz pobyt w domku na Starych Żarnach. W spokoju wypiliśmy kawkę z widokiem, wsłuchaliśmy się w ciszę zakłócaną jedynie ś...