31 lipca 2021

O progu, dachu i pełni księżyca

 21-28 lipca. Cały pracowity tydzień w Mlądzu z dobową przerwą na drugą dawkę Pfizera. Trochę się podziało w tym czasie. W efekcie naszych prac od rana do późnego wieczora stanął domek. Jest zabezpieczony membraną. Czeka na okna i pokrycie dachu. Ale po kolei.

"Za progiem tyle dróg, żebyś wyjść i przyjść mógł" 

 Próg musi być w każdym domu. Wiadomo. U nas jest trochę inaczej. Najpierw był próg, teraz powstaje dom i progi będą dwa. Który ważniejszy? Ten pierwszy, ponad stuletni,  bo z duszą. A odkryłam go przez przypadek.

Przed rozpoczęciem pracy na chwilę przystanęłam przed frontem domku. Spojrzałam na wnękę drzwiową a potem zerknęłam nieco niżej. Ze sterty nawalonych kamieni i cegieł odsłonił się kawałek kamienia różniący się kształtem od pozostałych. Był to próg starego domu. Prowadził dokładnie do wnęki wejściowych drzwi naszego domku. W pierwszej chwili pomyślałam, że mój mąż  zaplanował nowy próg nad progiem starego domu. Ale tak nie było. Sam był zdziwiony niezwykłą przypadkowością. To nie koniec odkrycia. Przed i za progiem łopata natrafiała na głuchy opór. W kolejnej godzinie  odkryłam przysypane ziemią kamienne tafle wyłożone tuż przed progiem. Podobne tylko mniejsze położone były w sieni domu. A jeśli całe podwórko było kamienne? Muszę odwiedzić kiedyś panią Basię i zapytać ją o to.
 Przy okazji utwardziłam gruzem i darnią drogę dojazdową do działki. Po deszczu trudno na nią  wjechać z mostu.

Pierwszy skalniak

Kiedy Grzegorz strugał klocki na strop, miałam trochę czasu na realizację własnych wizji i ułożyłam pierwszy skalniak. Będę je numerować, bo trochę ich tu powstanie. Kamieni pod dostatkiem😀 Są już na nim pierwsze rośliny - zadarniający jałowiec i tymianek podarowany przez Tomka - Sąsiada. Przydałoby się jeszcze kilka sadzonek popularnej w okolicy lawendy mlądzkiej. 

Pierwsze elementy na dachu

Belki oczepowe i ściany kolankowe cudem wciągnęliśmy sami. Na belkę stropową sił i pomysłu zabrakło, a że u sąsiada na polu wiercono studnię, poprosiłam rosłych chłopów o pomoc. Bez użycia drabiny wspięli się po szkielecie na górę i sprytnie, zaledwie w ciągu minuty zarzucili belkę na szczyt. Wyglądali na takich co nie tylko studnie kopią, ale i dachy stawiają.


Belka podpierająca konstrukcję dachu stanie się  jedną ze ścianek półki. Dzwonek z mosiądzu wykopany przed progiem i oczyszczony w spożywczym odrdzewiaczu będzie pierwszym eksponatem.

Trzeba było jeszcze podeprzeć dach  pięciometrowym słupem. Głupio było znów  prosić o pomoc. Chyba drewno było bardziej suche. Nie było tak źle. Właściwie postawiłam go sama.. Przytuliłam do niego całe swoje "niewątłe" ciało, aby wszystkimi mięśniami ruszyć go z miejsca. Przylgnął do niego nawet mój policzek. Nie mogłam patrzeć w dół. Grzegorz nakierowywał mnie, aby element jak najszybciej znalazł się we właściwym miejscu. No i się udało. Kilka kilogramów nadwagi bardzo się przydało. 

Dla urozmaicenia pracy obłożyliśmy dół szkieletu membraną. Szkoda, że dom nie będzie szklany. Ściany ograniczą widok. 

Chatka powoli nabiera kształtów

Ożebrowanie dachu zakończone po zachodzie słońca

Niedziela była dla nas pracująca. To pogoda goniła robotę. Od wtorku zapowiadano deszcze. Musieliśmy spieszyć się z krokwiami i pokryciem dachu membraną. W tym dniu zdjęcia zrobiliśmy tylko po ukończeniu pracy, czyli przed godziną 22. W trakcie nie było na to czasu. A szkoda. Byłoby na co popatrzeć. Sposób wciągania krokwi na dach porównywalny był chyba do wznoszenia egipskich piramid. Dwie liny samochodowe przerzucone przez strop, do tego moje kilogramy i siła mięśni mojego męża - Byka😀wykonały całą robotę. Po wciągnięciu sześciu par szło taśmowo.

W końcu będzie można zdjąć czarną folię. Po deszczu podłoga wyglądała jak basen.


Poniedziałek miał być ostatnim ładnym dniem. Grzegorz pokrył membraną cały dach i przybił na nią kontrłaty. A wtedy nastał spokój... Mogło padać. Podłoga pokryta płytą OSB, wprawdzie pociągnięta dysperbitem, była zabezpieczona. Można było zdjąć z niej folię. Zajęłam się impregnowaniem desek. Dobór impregnatu też nie był łatwy. Szkoda, że nie ma próbników. Każde drewno inaczej się wybarwia. Zdecydowaliśmy się jednak na brąz. 

 


Północna ścianka domku

Tego samego dnia zaczęliśmy układać deski na ścianę. Szło w ekspresowym tempie, ale bez poziomicy ani rusz. Pierwsza ścianka od północnego-zachodu prezentuje się nieźle. Błyszczy. Żywica, mamy nadzieje, zabezpieczy ją na kilka lat.

Wnętrze domku zaczyna się klarować. Pies nieco zdezorientowany. A gdzie jest moje łóżko?


Leniwy wtorkowy poranek. Jest czas na foto.

 Lekko nie jest. Ale to nasz wybór. Wiedzieliśmy, że czeka nas sporo roboty. Efekty są. To bardzo motywuje. Znajdujemy też czas, aby rozejrzeć się dookoła i popatrzeć na świat z tego miejsca. No i rozmowy z naszym nowym sąsiadem z Berlina też dają chwilę wytchnienia. Dusza człowiek😃

Pełnia księżyca nad Tłoczyną.





Izerska łąka o piątej nad ranem


Podpatrzone rankiem w trawie




                                             A to Kundel Bywalec- Powsinoga przeciąga się po śniadanku.

Ot, takie wakacje💗💪na obozie...pracy.😀






























Ściany poszły w górę

 16 lipca 2021 - piątek - był bardzo pracowity. Stanęły cztery szkieletowe ściany budynku.  Postawienie ich okazało się gratką, dzięki pracy koparki, która za pomocą liny podniosła z fundamentu wszystkie elementy i przestawiła w odpowiednie miejsca. "Ekipa" była zawiedziona. Chłopaki liczyli na wykorzystanie mięśni robionych na żagańskiej siłce😀. Tymczasem wystarczyło tylko dokładnie nakierować ciężar na krawędzie. Żadnych niedociągnięć, krzywizn, załamań. Wszystko  dopasowane, obliczone matematycznie. Kąty prościutkie co do milimetra. Fachowa robota. 






W tym dniu pozbyliśmy się hałdy gruzu, korzeni i ziemi zeskładowanych jesienią przy burzeniu pozostałości murów. Na początku było kilka pomysłów na zagospodarowanie hałdy. Ale kiedy pojawiły się na niej "bambusowe pędy", których bardzo nie lubimy, trzeba było jak najszybciej się jej pozbyć. Tak więc 16 wywrotek wyjechało w siną dal. 

                               



                               

W przerwach między transportem pan Koparkowy pozrzucał na matę szkółkarską rozścieloną wokół domku kamienie ze starego fundamentu. Dowiózł jeszcze te ze zburzonej stodoły. Leżały za szopką. Teraz będzie to fajne, bo zacienione miejsce na postawienie stołu. Pełne lipcowe słońce trochę daje w kość. 

Drugie przyjemne miejsce zrobiło się nad Mrożynką.  Dostęp do drzew po usunięciu gruzów pozwala usiąść w cieniu do popołudnia. Można też rozwiesić hamak i patrzeć na cały Kamienicki Grzbiet. W tym roku chyba za wiele tego odpoczynku nie będzie. Spieszymy się z robotą, bo podłoga nie może nasiąkać wilgocią. Szybko trzeba ukończyć konstrukcję dachu i zabezpieczyć go  folią paraizolacyjną.  Potem zacząć zabudowanie ścian. Jutro zamawiamy okna i drzwi zewnętrzne. Następnie  blachodachówkę. A na wszystko, niestety, trzeba czekać. Grzegorz za miesiąc musi wrócić do pracy. Do tego czasu planujemy zamknąć budowę w stanie surowym. Mamy nadzieję, że się uda. 

                                               

14 lipca 2021

Nieźle się urządziliśmy:)

 Drewniana szopa o powierzchni 7,5 metra kwadratowego, wychodek z muszlą i ręcznym dolnopłukiem, kuchnia polowa pod tropikiem starego namiotu, a w niej stół kuchenny roboczy z resztek płyty OSB na ceglanych nogach, kuchenka gazowa jednopalnikowa, jadalnia pod chmurką przy starym okrągłym plastikowym stole  zakupionym dawno temu w podżarskiej graciarni, łazienka pod chmurką z podwójnym prysznicem solarnym, no i pralnia z bieżącą wodą potoku. I jeszcze mobilny sklep ze spożywczym zaopatrzeniem z klaksonem skuteczniejszym niż dzwon z rębiszowskiego kościoła. To nasze wakacje na modnym w czasach zarazy covidowej ZADUPIU.

Fotorelacja z 4-dniowego pobytu 10-13 lipca 2021

 

                                                                      No to się urządziliśmy😀😎


Praca wre z radiem "357"

Podłoga byłej stajni bardzo praktyczna 


                                                          Miejsce baby jest zazwyczaj w kuchni
                                                                      😃 albo przy kosiarce

                                                                Bywa, że i przy pralce


Czas na poranną kawę i książkę też się zdarzał,


zwłaszcza gdy dziecko jeszcze smacznie spało.

W słoneczny dzień trzeba uważać. Robotnik na wczasach, ale z głową w chmurach.😍



W upalny dzień lepiej zejść do studni i uszczelniać kamienie.


Praca jeszcze nie jest dokończona, ale efekty widoczne. Mamy wodę do kąpieli, mycia naczyń, prania. Ponieważ nie jest przebadana, nie spożywamy jej jeszcze. 





Gdy słońca za dużo, z kąpielą trzeba poczekać do pierwszej gwiazdki, bo woda za gorąca. 



Krokiety z pieczarkami i serem z polowej kuchni

Posileni pokarmem wzięli się w końcu za robotę. Grześ i Kajtek budują pierwszą ścianę szkieletową.

Najpierw trzeba było zdjąć zabezpieczenie podłogi.


Taka aura też odciągała wzrok od roboty.


Kozice z Yorkshire na tropie


Po pracowitym dniu kolacja i lody w Świeradowie. Sky Walk to najnowsza atrakcja miejscowości. Niestety albo "stety" - wieża czynna do 20.00.


Plan został wykonany. Cztery ścianki szkieletowe w cztery dni. Czas na regenerację sił .













































Takiej zimy się nie spodziewaliśmy

Niedziela miała być niespieszna. Może spacer do lipy albo na Kufel. Zdarzyło się zupełnie odwrotnie. Od samego rana gdy tylko wyszło słońce,...